Naturalnie, po finale sezonu zawsze oczekuje się czegoś więcej, swoistego podsumowania rozpoczętych wątków, a także wprowadzenia do kolejnego sezonu. Niestety, Supergirl zawiodła w ostatnim odcinku.
Pojedynek pomiędzy Alex a Karą jeszcze dobrze się nie rozpoczął, a już się skończył. Zaawansowana technologia Kryptończyków, nad którą przez cały sezon pracowała Astra z Nonem, przegrała z matczyną i siostrzaną miłością. Już w pierwszej scenie rzucają się w oczy błędy montażowe, które wcale nie wyglądają lepiej w kolejnych minutach seansu. Jest to dość nietypowy zabieg, wszak efekty specjalne w niejednym epizodzie stały na naprawdę wysokim poziomie, tymczasem w finale wyglądało to tak, jakby twórcom zabrakło czasu bądź funduszy na dopracowanie detali. Bliskie kadry także nie były atutem widowiska.
Czy Myriad rzeczywiście był tak rozwiniętą technologią, skoro został unicestwiony przez sprzęt telewizyjny z ubiegłego wieku, przy wielokrotnym powtarzaniu hasła „nadzieja”? Wygląda na to, że nie. Sprzęt Cat Grant był tak wymyślnym wynalazkiem, że hakował nawet serwery rządowej instytucji jakim jest DEO! Nie wspominając już o osobistych urządzeniach mobilnych.
Po całym zajściu, groza i napięcie już właściwie opuszczają Better Angels. W jakiś sposób Max Lord dowiaduje się o dalszych planach duetu Non-Indigo, lecz działania Supergirl wcale nie wskazują, jakoby miała się tym faktem przejąć. Pozostało niewiele czasu do ocalenia świata, tymczasem Dziewczyna ze Stali jako Kara, spokojnie żegna się ze wszystkimi, będąc przekonaną, że wyrusza na samobójczą misję. Cóż, widocznie co do minuty wyliczyła kiedy będzie mogła interweniować i ile czasu przeznaczyć na swoje doczesne życie. Najwidoczniej nasza bohaterka cierpi na prokrastynację.
Kolejnym błędem jest powiadomienie Elizy Danvers, iż jej mąż prawdopodobnie żyje. Przesłanki te bazują jedynie na kilku przebłyskach, jakie Martian Manhunter wyczytał w myślach Jamesa Harpera. Jest to dość niepewne źródło, równie dobrze Jeremiah może już nie żyć, a dawanie złudnej nadziei jego ukochanej, jest czymś okrutnym. Lecz skoro twórcy zdecydowali się na takich ruch, możemy być niemal pewni, że w przyszłym sezonie ojciec Alex zostanie odnaleziony.
Gwoździem do trumny absurdu jest postać Supermana. Podczas gdy wszyscy ludzie otrząsnęli się ze skutków Myriad, on wciąż leży nieprzytomny, niczym na ogromnym kacu. Nikt nawet specjalnie się nim nie przejmuje. Nawet ranny J’onn J’onzz szybciej dochodzi do siebie. Wolałbym żeby Człowieka ze Stali w ogóle w serialu nie pokazywano, skoro kreuje się go na takiego nieudacznika.
Wyniesienie poza ziemską orbitę Fortu Rozz może i wygląda efektownie, lecz wskazuje to na fakt, iż siła Kryptończyków jest wręcz nieskończona. Nawet Henry Cavill miał problem w Man of Steel z utrzymaniem rafinerii naftowej, a tymczasem jego serialowa kuzynka bez większych problemów podnosi kilka tysięcy ton. Pomyślałem sobie wtedy „jakie jeszcze głupoty zaserwuje nam ten odcinek?”. Na odpowiedź nie musiałem czekać długo. Oto Alex ratuje Supergirl w jej statku kosmicznym. Statku, którego sterowania nie pojęłaby w kilka sekund, zakładając, że w ogóle się do niego zmieściła. Zresztą pojazd ten był zaprojektowany z autopilotem, dla niemowląt, wątpię zatem czy w ogóle znajdował się w nim jakikolwiek pulpit sterowniczy.
Koniec końców, Kara ratuje świat, Clark jest z niej dumny, a także otrzymuje awans, przenosi się do pomieszczenia bez okien, z tą samą pensją. Też mi awans :/ Ponadto jej związek z Jamesem Olsenem najprawdopodobniej rozkwitnie i skończą się te nużące podchody. Zaserwowano nam również cliffhanger, może nie był aż takim urwaniem akcji z jakim mieliśmy do czynienia w Smallville, lecz daje zapewnienie nam jako widzom, oraz włodarzom stacji, że istnieje pomysł na kolejny sezon.
Jedyne co w ostatnim odcinku mogę ocenić na plus, to postać Indigo, która niczym szekspirowska Lady Makbet, otumania Nona, zapewne dla własnej, ukrytej korzyści. Z tym większym rozczarowaniem przyjąłem fakt, iż zginęła. Lecz z tymi cybernetycznymi tworami nigdy nic nie wiadomo, być może zdążyła się skopiować niczym marvelowski Ultron.
Wcale źle nie wygląda również motyw Maxa Lorda. Pod osłoną przyjacielskich rad, scenarzyści nie omieszkali przypomnieć nam, iż on również był adwersarzem Supergirl przez większość sezonu, zestawiając go w jednej z ostatnich scen w dość wymownej sytuacji wraz z gen. Lanem. Mimo podobieństwa do komiksowego Lexa Luthora, postać Lorda wciąż ma ogromny potencjał,by nieco zamieszać w jesiennych odcinkach.
Reasumując, jest to moja 40-sta recenzja dla FLARROW, dlatego zasmuca mnie, że przypadła na odcinek tak słaby, zwłaszcza w przypadku, gdy jest to finał pierwszego sezonu. Tytułu epizodu kompletnie nie potrafię odszyfrować. Do czego on właściwie się odnosi? Wszystko to, co zostało pokazane w odcinku, może i wygląda całkiem dobrze dla bezrefleksyjnie zapatrzonego w swój ulubiony serial widza. Jednakże absurd i głupstewka aż wylewają się z ekranu, co zabiera całkowicie szczątki realizmu, a inteligencję zwykłych widzów wręcz obraża. Oby w nowym stateczku był ktoś kto podniesie poziom tego serialu.
Ocena recenzenta: 4/10
Reklama