blank

Legends of Tomorrow S01E15-16 „Destiny&Legendary” – recenzja

Zgodnie z przewidywaniami, przeznaczenie odgrywa kluczową rolę w świecie Legend Jutra. Okazuje się, że Vandal jest historycznym złem koniecznym, a Władcy Czasu zaaranżowali całą wyprawę Ripa Huntera. Wszystko nagle zaczęło nabierać sensu.

Dotychczas byliśmy przekonani, że Władcy Czasu zachowują stosunkową neutralność do linii czasu. Lecz już ta wiadomość wzbudzała wątpliwości. Po co tworzyć organizację, która jest w pełni neutralna? Coś tutaj wyraźnie nie pasowało. Tymczasem okazuje się, że continuum czasowe jest zarządzane przez Władców Czasu poprzez tzw. Oculusa, który nie jest naturalnym źródłem energii, lecz zwykłym komputerem, który bez większych problemów można zniszczyć.

W dwóch ostatnich epizodach wyraźnie widać jak Legendy Jutra współpracują ze sobą jako drużyna. Ekipa ta w pełni zżyła się ze sobą i mimo powrotu do domu, odczuwają pewien niedosyt w postaci niezrealizowanej misji. Wreszcie o wiele lepiej wypada Ray Palmer, który gdy tylko przestał mówić o Kendrze, zaczął wnosić coś sensowniejszego do fabuły.

Legends of Tomorrow S01E16

Po dosłownie krótkiej nieobecności, do serialu powraca Jax, dzięki czemu mogliśmy nacieszyć oczy Firestormem, którego jak już wcześniej wspominałem, nie było nam dane aż tak często oglądać. Swoją drogą Jefferson zanotował świetne wejście, ratując swych przyjaciół od zasadzki Druce’a.

Ostatecznie przyszło nam pożegnać się z Leonardem Snartem. Lecz czy na pewno? W kwestii podróży w czasie, to czy kogoś spotkamy ponownie czy też nie, jest kwestią bardzo elastyczną, wszak już w Legendary otrzymaliśmy scenę, w której Heat Wave dość sentymentalnie zwraca się do Kapitana Colda. Bardzo spodobał mi się „flirt” Snarta z panną Lance. Idealnie wyważony, zaledwie zasugerowany, łączący pocałunkiem dwie wyróżniające się postacie. Dodajmy jeszcze do tego tekst zapożyczony z Avengers: Age of Ultron i buzia aż się sama cieszy podczas seansu.

Co do Ripa Huntera… nie byłem przekonany do tej postaci, a ostatnie odcinki wręcz mnie w tym twierdzeniu utrzymały. Otóż do wielu wad kapitana Waveridera można doliczyć również hipokryzję. Nie widział problemu w ratowaniu swej rodziny, lecz odmówił tej możliwości Sarze, która chciała cofnąć się w czasie by uratować Laurel. Spodziewałem się, że Hunter zginie i nieco zawiodłem się, że ostatecznie nie poświęcił się, lecz w ostatnim momencie uciekł przed żarzącym się słońcem.

blank

Adwersarz sezonu, Vandal Savage, znów wypada bardzo dobrze. Wplątanie w jego wątek planetę Thanagar, może dobrze wróżyć na przyszłość. Zastanawia mnie jedynie czy gdybym posiadał nieśmiertelność oraz wiele możliwości (w tym podróże w czasie), czy zresetowałbym continuum czasowe aż do Starożytnego Egiptu? Do świata bez kilku tysiącletniego dorobku cywilizacyjnego? Nie sądzę, dlatego decyzja Savage’a nieco mnie zaskakuje. Ostatecznie został pokonany w dość spektakularny sposób, takiej klamry kompozycyjnej w postaci sięgnięcia fabularnego do poprzednich epizodów, nie spodziewałem się, toteż wypadło to satysfakcjonująco. Jedynie zastanawia dlaczego akurat tylko w latach 1958, 1975 i 2021, planeta Thangar znajduje się w tej samej linii co Ziemia; czy przez całą pozostałą historię ludzkości te dwie planety nigdy wcześniej nie były ze sobą w takiej konfiguracji?

Destiny oraz Legendary to epizody z bardzo dobrymi efektami specjalnymi. Fabuła wreszcie przyśpieszyła na ostatniej prostej. Wiele humoru, lecz nie obyło się również bez brutalności. Otrzymaliśmy także cliffhanger, który znawcom komiksów oraz naszym czytelnikom, którzy są na bieżąco z newsami na Flarrow, wiele może powiedzieć.

Podsumowując cały sezon… Mimo dwóch ostatnich epizodów, które wypadły bardzo dobrze, spinając całą fabułę dość interesującą klamrą kompozycyjną, debiutujący serial stacji CW wypadł poniżej oczekiwań. Podróże w czasie, nieśmiertelność, wielu superbohaterów… wszystko to zapowiadało coś przełomowego, tymczasem z serialem jak z ciastem. Mimo, że składniki były pierwszorzędne, to pewna nieumiejętność w momencie ich formowania, wywołała zakalec. Serial miał swoje momenty, jak choćby w przypadku epizodu na Dzikim Zachodzie, lecz potrafił również irytować (np. wątek miłosny), z czego przez większość tych szesnastu odcinków, oglądałem go bardziej z przymusu aniżeli z immanentnej ochoty. Razi przede wszystkim brak logiki oraz konsekwencji… Vandala wcale nie muszą zabić Kendra z Carterem, Władcy Czasu wcale nie są neutralni, a konsekwencje czasowe zdecydowanie zbyt naciągane, bądź w ogóle ich brak. Do tego zdecydowanie zbyt mało Firestorma i Atoma.

Destiny oceniłbym na 7/10, Legendary na 8/10, natomiast cały sezon opatrzę oceną 7/10, gdzie zdecydowanymi atutami są efekty specjalne oraz kreacja Vandala Savage’a.

Piotr "Batplay" Nowak
Recenzent na portalu flarrow.pl. Odpowiedzialny za omówienie i krytykę serialowego uniwersum DC. Historyk z wykształcenia, lubi spędzać czas na planach filmowych, okazjonalnie Dj. Zainteresowany również sportem, zdrowym trybem życia; uczestnik biegów surwiwalowych.