Team Ripa Huntera stoi przed nie lada wyzwaniem. Część ekipy została w roku 1958, natomiast pozostali starają się odeprzeć Chronosa, co ostatecznie nie udaje się, a najemnik Władców Czasu porywa Leonarda Snarta.
Początkowo trio, w skład którego wchodzi Sara, Kendra oraz Ray, nie porzuca nadziei na powrót Waveridera. Ich historia toczy się dość spokojnie, do czasu gdy panna Lance decyduje się na opuszczenie dwojga przyjaciół. Udaje się (jak było zapowiadane jeszcze przed pilotażowym odcinkiem) do Ligii Zabójców, miejsca, które bez wahania może nazwać domem. Tam spotykamy Ra’s al Ghula, znanego z trzeciego sezonu Arrow, oraz jego córkę Talię, w komiksach jedną z kobiet Mrocznego Rycerza, z którą miał syna Damiana, kolejnego Robina. Walka pomiędzy TA-er al-Asfer (imię Sary, jakie przybrała będąc członkinią League of Assassins) a Kendrą, wygląda satysfakcjonująco. Na pewno montaż prezentuje się tutaj lepiej, aniżeli w niejednym z poprzednich odcinków.
Inną drogą poszedł Ray Palmer. Porzucając nadzieję na odsiecz Huntera, postanawia zostać wykładowcą uniwersyteckim, jednocześnie starając się ustabilizować swe życie prywatne. Abstrahując już od wątku miłosnego jaki zaiskrzył między Ray’em a Kendrą (będzie on eksploatowany w kolejnych odcinkach), należy przyznać, że widz kompletnie nie odczuł upływu dwóch lat. Było to zaledwie mrugnięcie oka, a przecież wątek ten posiadał o wiele większy potencjał.
Ostateczną ocenę należy podnieść dzięki twistowi fabularnemu, według którego Chronosem jest Mick Rory. Ciekawe ilu z Was domyśliło się kto kryje się pod maską najemnika. Ja nie przypuszczałem. Jego relacja z Kapitanem Coldem jest wyjątkowa. Bohaterowie Ci czują do siebie całą paletę emocji, począwszy od nienawiści, skończywszy na braterskiej miłości. Nie tak dawno Malcolm Merlyn stracił rękę, tym razem to samo przytrafiło się Snartowi, z tą różnicą, iż ten drugi dzięki futurystycznej technologii odzyskał swą kończynę.
Właściwie o epizodzie nie można powiedzieć więcej. Wątki rozwijane są dość powoli, obfitują w dialogi, a cały epizod kończy się tym, iż kolejnym przystankiem na trasie Waveridera będzie rok 2147. Jaką informację niesie ze sobą ta wzmianka dla widza? Taką, że pod względem fabularnym (główna oś fabuły, nie pojedyncze wątki) wszystkie poprzednie odcinki można wyrzucić do kosza, gdyż okazało się, że Vandala Savage’a można pokonać tylko i wyłącznie w przyszłości. Po raz kolejny Rip Hunter udowodnił, że nie posiada konkretnego planu, w jaki sposób można zgładzić nieśmiertelnego kapłana.
Ocena recenzenta: 6/10
Reklama