blank

Legends of Tomorrow S01E04 „White Knights” – recenzja

Nieoczekiwanie czwarty odcinek zadebiutował wcześniej aniżeli można było się tego spodziewać, zdecydowano wyemitować go tuż po meczu SuperBowl, co miało w założeniu zwiększyć oglądalność serialu. Marketing marketingiem, pragmatyzm pragmatyzmem, a my zabieramy się do analizy tego co otrzymaliśmy w tym tygodniu.

Akcja po wydarzeniach rozgrywających się w NRD, przenosi się do Waszyngtonu oraz do ZSRR (rok 1986). Włamanie do Pentagonu brzmi jak akcja samobójcza, lecz nie dla naszych przybyszy z przyszłości. Misja początkowo przebiega bezproblemowo, z wyczuwalną współpracą oraz solidarnością w Teamie Huntera. Sprawy musiały się skomplikować. Kendra doznaje szału bitewnego analogicznego do żądzy mordu Sary. Hawkgirl wciąż nie zadowala fabularnie, toteż twórcy musieli obarczyć ją czymś z czym będzie mogła zmagać się w kolejnych odcinkach. Gdyby panna Saunders nie była potrzebna do zgładzenia Savage’a, wówczas serial nie straciłby za wiele pozbywając się jej z serialu.

Postacią, która miałaby ewentualny potencjał, ale została źle rozpisana jest Kronos, nie mówię tutaj tylko o wyglądzie rodem z Power Rangers. Jako „oręż” Władców Czasu nie powinien zbytnio ingerować w bieg historii, tymczasem jak pamiętacie, w pilotowym odcinku zabija dwóch cywilów. Nieszczęśnicy nie znali tożsamości zamaskowanego mściciela, toteż z łatwością przyjęliby historyjkę np. o balu przebierańców, po co ich od razu zabijać? W nowym odcinku postać ta również nie zachwyca, a porównanie do Boba Fetta wydaje się być trafne (proszę nie linczujcie mnie za to, że nie jestem fanem Star Wars 😉 ).

Po raz kolejny postaciami, które błyszczą są Kapitan Cold, Heat Wave oraz Sara Lance. Sceny w których występują są zabawne, pełne akcji, niepozbawione emocji. Snart i jego lepkie palce oraz szarmancki uśmiech, Rory i jego chęć palenia wszystko wokół oraz Sara w spektakularnych pojedynkach… tak, ogląda się to całkiem nieźle. Szkoda, że Ray nie rozkręcił się jeszcze tak jak to robił w Arrow. Lecz widać, że wciąż szuka swej drogi rozwoju; więcej cierpliwości a i dr Palmer dołączy do powyższej trójki.

Na przeciwległym biegunie w moim mniemaniu znajduje się Firestorm. Wspomnienie Raymonda uświadomiło mi, iż postać ta zdecydowanie lepiej współgrała z dr. Steinem aniżeli Jax. Rozmowa, a raczej kłótnia, której byliśmy świadkami, musiała prędzej czy później nadejść. Może od tego momentu bohaterowie będą ze sobą lepiej współpracować. Firestorm jest niewątpliwie potężną „bronią” (udowadnia to chociażby Savage budujący jego odpowiednika), czekam na jego lepsze wykorzystanie. Do osób, które wciąż mnie nie przekonują dołączył Rip Hunter. Jako Władca Czasu zachowuje się jak amator. Nie posiada bliżej określonego planu jak zgładzić Vandala, wciąż improwizuje. Gdyby nie uwaga Heat Wave’a, któż wie czy nie przyjąłby oferty swego przyjaciela-mentora i nie zaniechał misji ocalenia świata.

Legends of Tomorrow wciąż szuka swego stylu, przynajmniej nasi bohaterowie są bliżej niźli dalej zgładzenia głównego antagonisty.

Ocena recenzenta: 6/10

P.S. Czekam na kapsułki „językowe”. Bardzo przydatny wynalazek 😀

Piotr "Batplay" Nowak
Recenzent na portalu flarrow.pl. Odpowiedzialny za omówienie i krytykę serialowego uniwersum DC. Historyk z wykształcenia, lubi spędzać czas na planach filmowych, okazjonalnie Dj. Zainteresowany również sportem, zdrowym trybem życia; uczestnik biegów surwiwalowych.