Stało się. Za nami już cały drugi sezon „Supergirl”– pełne 22 odcinki. Chyba najwyższa pora przyjrzeć się co grało, a co należałoby poprawić.
Warto zacząć od podsumowania samego finału. Myślę, że był dość… średni? Odcinek uratowała, jak często bywało, świetna Calista Flockhart (Cat Grant) no i poniekąd bardzo charyzmatyczny Tylere Hoechlin (Superman). Tych dwoje postaci zrobiło naprawdę dobre show zarówno w finale jak i w poprzednich epizodach. Oprócz tego na ekranie pojawiła się znów Miss Martian, która przybyła z niezłą eskortą białych Marsjan. Nie zabrakło również dramatycznych momentów jak walka Supergirl z Supermanem, czy trochę już sztampowy motyw „trial by combat” z Rheą (jakby ktoś myślał, że naprawdę da za wygraną, nawet jeżeli przegra). W odcinku zabrakło Guardiana- pojawiał się dość epizodycznie i tylko bił przypadkowych najeźdźców. Podsumowując- finał był… no właśnie średni. To wciąż dużo wyższy poziom niż sezon pierwszy, który obejrzałem tylko dla formalności, ale to żaden wyznacznik. Wydarzenia były bardzo przewidywalne i tak naprawdę plus należy się tylko za pozbycie się Mon Ela– była to dość śmiała jak na CW decyzja, chociaż jestem pewny, że prędzej czy później i tak wróci.
Skoro już wylałem pomyje na finał, to czas pomówić o całym sezonie, a ten był naprawdę dobry. Serial przestał być typową teen dramą i stał się niezłą produkcją superhero. Fabuła, mimo że prosta, dawała sporo frajdy. Nie brakowały walk, wybuchów, laserów i uderzeń wyrzucających wrogów w kosmos. Było parę ciekawych zwrotów akcji i interesujący crossover. Niewątpliwie jednak brakowało mi Cat Grant, mam nadzieję, że wróci w kolejnym sezonie.
Dużą wadą za to okazał się wątek romansu Maggie i Alex. Był bardzo nachalny i scenarzyści poświęcili mu po prostu za dużo czasu. Tak jak w poprzednim sezonie nie mogłem patrzeć, jak Kara wzdycha godzinami do Jimmego tak i teraz nowy związek traktowałem trochę jak marnowanie czasu, w którym mógłbym oglądać bijących się kosmitów. Oczywiście nie chcę spłycać produkcji tylko do prymitywnych walk. Było tu sporo ambitnych wątków-ksenofobiczne prześladowanie kosmitów, rozmyślania- jak bardzo superbohater może stać ponad prawem albo czy możemy poświęcić świat dla własnej rodziny. Te wątki były jak najbardziej na plus, bo w ciekawy, ale przede wszystkim nienachlany, sposób urozmaicały serial.
Zbliżając się ku końcowi, serial był dobry. Dalej nie trzyma poziomu produkcji Netflixa, choć w sumie z tymi też bywało różnie, czy pierwszych sezonów „Arrow”, ale też chyba nikt od CW tego nie wymagał. Dostaliśmy ciekawe postacie i dobre walki. Bawiłem się dobrze… i chyba to się liczy.
A jakie są wasze wrażenia po drugim sezonie „Supergirl”?
Anschary Oswald
Reklama