Batman z alternatywnej osi czasu już nie powinien sprawiać problemów i wydawałoby się, że nasi bohaterowie w końcu mogą odpocząć i nacieszyć się powrotem młodego Tima, który jak się okazuje, żyje. Czy nasza Batrodzinka znajdzie pięć minut, aby złapać nieco oddechu? Nie ma co na to liczyć. W Gotham czyha już na nich inne zagrożenie!
Na początek pragniemy podziękować wydawnictwu Egmont za podesłanie nam komiksu do recenzji i zachęcamy do wspierania polskiego rynku komiksowego poprzez kupowanie na ich stronie, Egmont.pl!
W zawodzie superherosa nie istnieje termin „urlop”! Młody Drake ledwo wrócił, a już nie tylko myśli, ale i prężnie działa nad różnego rodzaju ulepszeniami, aby wraz ze swoją drużyną z jeszcze większą łatwością ograniczyć liczbę przestępstw w swoim ukochanym mieście, jednocześnie starając się nadrobić stracony czas. Okazuje się, że nie wszyscy podzielają jego zapał, a w szczególności… jego dziewczyna, Stephanie, była Batgirl, obecnie znana pod pseudonimem Spoiler.
Nie było też trzeba długo czekać na kolejne kłopoty. Syndykat Ofiar, wraz z Pierwszą Ofiarą na ich czele, starają się uprzykrzyć życie Mrocznemu Rycerzowi, jak tylko się da. Porwali Basila aka Clayface’a i zagrozili, że wypuszczą wszystkich najniebezpieczniejszych świrów z Azylu Arkham dopóki…Batman nie zdejmie maski w trakcie transmisji na żywo. Nie brzmi to za ciekawie prawda?
Tyle w ramach wstępu, aby to przesadnie nie zdradzać najważniejszych części fabuły, o której nie można powiedzieć złego słowa, ale też nie bardzo jest w niej co wychwalać. Jest to kawał solidnej historii, poprowadzonej do końca z klasą, ani na chwilę nie zanudzając czytelnika. Po prostu brak tutaj innowacyjności, efektu „wow”, ale nie jest to w tym przypadku żadna wada.
Tynion doskonale rozumie bohaterów, świetnie sobie poradził z wyważeniem całości. Akcja zwalnia i przyspiesza w odpowiednich momentach i nie ma mowy, że coś zostało tutaj wymuszone, czy skończyło się za szybko, z czym szczególnie miał problem Hitch w swojej Lidze Sprawiedliwości.
Całość koncentruje się głównie na postaci Clayface’a oraz jego historii, która zdecydowanie jest tragiczna. Jesteśmy świadkami tego, jak daremne są starania Basila w czynieniu dobra, gdyż jego „bestialska” część ponownie przejmuje nad nim kontrolę.
Dobrze, że w naszej Batfamilii nie brakuje kumatych osób! Udało się stworzyć lek dla gliniaka, który wprawdzie zadziałał, ale… Cóż. Ten moment pozostawiam wam do odkrycia, ale mogę zdradzić tylko tyle, że jeżeli wcześniej nie przepadaliście za postacią Kate Kane, czyli Batwoman, to wasza nienawiść do niej zdecydowanie przybierze na sile.
Przyznam szczerze, że nie jestem fanem Tima Drake’a. Spośród wszystkich Robinów, go darzę najmniejszą sympatią, gdyż od zawsze wydawał mi się nudny w stosunku do reszty. To raczej dalej się nie zmieni, ale nie będę ukrywał, iż podobało mi się, jak był w tym tomie napisany. Młody Tim, choć z umysłem geniusza, zdaje się nieco zagubiony, działa impulsywnie i stara zrobić zbyt wiele rzeczy naraz. To po prostu dobry chłopak, który chce dobrze. Wręcz zrobiło mi się go nieco szkoda, widząc jego zapał, który tłumiony jest przez pozostałych bohaterów.
Stephanie, natomiast zachowuje się jak typowa nastolatka, nie do końca rozważnie, huśtawki nastrojów, nikt nie wie o co jej chodzi. Nie lubię jej, ale właśnie tak jest napisana i bardzo to do niej pasuje. Gdzieś tam w tle mamy Batwinga i Azraela, trochę więcej Cassie. Bardzo mi się za to podobało, jak Batman twardo stał na swoim i usiłował przekonać resztę drużyny, że Clayface jest reformowalny. Uwielbiam te elementy człowieczeństwa w Mrocznym Rycerzu!
No i pozostała Kate. Właśnie ten tom udowodnił, że żołnierz już na zawsze pozostanie żołnierzem. Panna Kane dokonała ciężkiego wyboru i jak się okazuje, wcale nie została potępiona przez wszystkich, co spowodowało małe spięcie w grupie.
Tynion potrafi nadać postaciom głębi i czytanie dialogów pomiędzy bohaterami po prostu sprawia przyjemność, nawet jeżeli wątek to typowe „porwaliśmy kogoś, poddaj się, bo inaczej będzie źle”, przez co całość wypada o wiele ciekawiej. Między herosami jest chemia, wszystko postępuje naturalnie i to bardzo cieszy oczy. Choć historia ta nie należy do najkrótszych, to w ogóle nie odczuwa się zmęczenia materiałem. Całość czyta się od deski do deski z takim samym zainteresowaniem, a w moim przypadku, jest z tym ostatnio nieco ciężko. Wielki plus!
Część wizualna także zasługuje na pochwałę. Niedawno recenzowałem ostatni tom „Suicide Squad”, który bardzo słabo wypadł właśnie pod względem oprawy graficznej. „Upadek Batmanów” wręcz nawilżył mi oczy. Rysunki są szczegółowe, a kolory starannie dobrane, oddając ten nieco ciężkawy klimat. Czytelnik nie powinien mieć żadnego problemu z odczytaniem emocji na twarzach poszczególnych bohaterów. Sceny akcji wyglądają zjawiskowo, wręcz czuć płynącą z nich dynamikę. Choć nad tomem pracowało kilku artystów, to różnice w stylach nie były zbytnio rażące w oczy. Całość wygląda spójnie, także nie ma mowy o „niespodziankach”.
Podsumowując. Całość to sztampowa, jednakże bardzo ciekawie opowiedziana historia, przy której ciężko się zanudzić. Powrót Tima cieszy, chociażby dlatego, że wnosi do składu mnóstwo pozytywnej energii, rozpraszając wszechobecny mrok. Nie brakuje także kilku emocjonalnych momentów, w szczególności mowa o finale oraz numerze, który w całości poświęcony jest postaci Clayface i jego przeszłości. Jest to typowa Batmanowa opowieść i każdemu, kto uwielbia przygody Mrocznego Rycerza, „Upadek Batmanów” powinien sprawić masę frajdy.
Osobiście z niecierpliwością czekam na kontynuację!
Tytuł oryginalny: Batman Detective Comics Vol. 6: Fall of the Batmen
Scenariusz: James Tynion IV
Rysunki: Philippe Briones, Eddy Barrows, Miguel Mendonça, Joe Bennett, Jesus Merino
Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
Wydawca: Egmont 2019
Liczba stron: 168
Reklama