Po paru miesiącach przerwy, w końcu dane nam było zobaczyć premierowy odcinek trzeciego sezonu The Flash! Czy było warto? To zależy.
Na wstępie chciałbym ostrzec, że artykuł będzie pełen spoilerów, dlatego jeżeli nie chcecie sobie psuć przyjemności to lepiej odpuścić czytanie.
FLASHPOINTOWY ŚWIAT
Na początku odcinka klasycznie dostajemy krótkie streszczenie wydarzeń z poprzedniego sezonu, w których widzimy Barry’ego ratującego swoją matkę przed zabójstwem, co prowadzi do stworzenia nowej rzeczywistości, gdzie nic nie jest takie samo jak wcześniej. Kto uważnie śledził newsy na temat obecnego sezonu ten wie, że Barry nie stracił swoich mocy speedstera (co moim zdaniem było jednak słabym posunięciem).
Samego głównego bohatera spotykamy w sytuacji, gdy ten siedzi w kawiarni i czeka na Iris, do której od 3 miesięcy próbuje zagadać. Gdy już zebrał w sobie odwagę, to jego uwagę odwraca wiadomość, że miasto napastuje tajemniczy zły speedster, za którym ugania się 'tamtejszy’ Flash.
Chwilę potem Barry dostarcza obiad dla Reverse Flasha, którego uwięził by ten nie mógł cofnąć się w czasie by temu wszystkiemu zapobiec. Następnie spotykamy Joe Westa, który prawdopodobnie boryka się z problemem alkoholowym. Znalazło się również miejsce na nieudaną randkę z Iris, odkrycie tożsamości tamtejszego Flasha, spotkanie z milionerem Cisco. Potem Barry ponownie odwiedza Eobarda, gdyż jest przerażony zanikającymi wspomnieniami przeszłości.
Następnie Barry zbiera starą ekipę w jednym miejscu, by omówić plan odnalezienia i pokonania Rivala. Dwójka speedsterów odnajduje antagonistę, który po prostu zdradza im swoją tożsamość. Wally rzuca się do walki, a chwilę potem zostaje przebity przez Clarissa. Po pseudo-motywującej gadce od Iris, Barry pokonuje czarnego speedstera. Stan Wally’ego okazuje się krytyczny, Allen jak zwykle winę zwala na siebie i postanawia naprawić to co zrobił.
PRZEMYŚLENIA
Cały odcinek teoretycznie ogląda się szybko i przyjemnie, jednak czy przypadkiem twórcy nie zarzekali się, że Flashpoint będzie trwał więcej niż jeden odcinek? Po seansie miałem niesamowite odczucie, że wiele rzeczy zostało pominiętych, a ze względu, że 'wszystko’ wróciło do normy – nigdy nie będziemy mieli okazji uzyskać odpowiedzi.
Po pierwsze – Wally nazywa siebie Flashem, tak samo nazywa go tylko Rival i jeden z policjantów. Media i wszyscy pozostali nazywają go Kid Flashem. Czy to nie oznacza, że w mieście powinien znajdować się jeszcze jeden Flash? Chyba, że to zwykły easter egg.
Po drugie – sprawa Westów. Joe wydaje się być alkoholikiem, nie bardzo przepadającym za swoją pracą – dlaczego?
Po trzecie – gdy Barry odkrywa tożsamość Kid Flasha, sceneria nagle zmienia się na biuro Wallye’go. Żadnych wydarzeń co się działo w międzyczasie, zero wyjaśnień. Niemiło.
Po czwarte – wielki przeciwnik, Rival, nagle pokonany w chwilę. Poważnie? Jednak z drugiej strony – fajnie, że twórcy pozostawili jego komiksową tożsamość. Liczę, że rozwiną tę postać w przyszłych odcinkach.
Poza tym mógłbym się również przyczepić taniej śmierci(?) Wally’ego, już od początku sezonu płaczącego Allena, impulsywnie działającej Iris, czy nawet gorszych efektów wizualnych. Czy tylko mi wpadło w oko to, że smuga zostawiana przez speedsterów wyglądała dość tanio jak z jakiegoś poradnika na YT? Nie było nawet żadnej wzmianki co się stało z Wellsem, czy chociażby Oliverem, a szkoda.
Końcówka jednak pozytywnie nastawiła mnie, a pewnie i wielu innych, na nadchodzące odcinki. Motyw z Clarissem i Doctorem Alchemy może być bardzo ciekawy. Ciekawią mnie również skutki poczynań Eobarda, który poza uratowaniem oryginalnej rzeczywistości, namieszał trochę w życiu Barry’ego. Mimo wszystko – moment, gdy ten żegnał się ze swoimi rodzicami również chwycił za serce.
Podsumowując – Za dużo akcji, za mało informacji. Moim zdaniem twórcy powinni rozplanować Flashpoint na więcej odcinków, gdyż wszystko wydaje się jakby ściśnięte, na siłę. Nie ma jednak co skreślać sezonu. Otwarte nowe wątki pozostawiają ciekawość w odbiorcy, dlatego zobaczymy co twórcy zaserwują nam w następnym odcinku.
Reklama