Zaborczość Robina sprawia problemy drużynie Nastoletnich Tytanów, którzy pod dowództwem Starfire wyruszają ponownie zwerbować Kid Flasha, a Damien kieruje się własną misją zdobycia nowego członka drużyny. Czy ostatecznie nastolatkowie się pogodzą, a problemy dojrzewania i nastoletniego buntu zejdą na dalszy plan?
Na początek pragniemy podziękować wydawnictwu Egmont za podesłanie nam komiksu do recenzji i zachęcamy do wspierania polskiego rynku komiksowego poprzez kupowanie na ich stronie, Egmont.pl!
Pomimo tego, że sam tom zatytułowany jest “Powrót Kida Flasha” (proszę, nie spolszczajcie w ten sposób), tak temu wątkowi, jak i samemu speedsterowi, poświęcono niewiele miejsca. Jest to jedynie zaczątek całej historii, która później rozdziela się na kilka rozgałęzień. Centrum wszystkiego są natomiast emocje towarzyszące bohaterom, od miłości, po zazdrość i gniew. Jak we wcześniejszych dwóch tomach część członków drużyny pogodziła się z tym, kim są, uświadomili sobie, gdzie jest ich miejsce na świecie, tak teraz problem natury egzystencjalnej dotyka Starfire i Beast Boya.
Rozterką pierwszej z tej dwójki poświęcono tylko jeden rozdział, ale był świetny pod względem zarysu fabularnego. Pozwalał on rzucić okiem na pewien element kultury Tamaranu, rodzinnej planety Starfire, jak i na wrogi jej gatunek, który za cel nadrzędny stawiał sobie eksperymentowanie na Tamaranach. Pamiętajcie tylko, wiek dla niej jest naprawdę drażliwą kwestią.
Natomiast co się tyczy zielonego chłopaczka – cały tom powinien być zatytułowany “Piękna i Bestia”, jeżeli za prawa autorskie nikt by nie ścigał autorów. Spowodowane jest to tym, że tak naprawdę większa część komiksu jest poświęcona właśnie Beast Boyowi, który czuje, że zupełnie nie pasuje do drużyny Tytanów, jako jedyny nie ma domu, do którego mógłby się udać w sytuacji, gdy ich siedziba przestanie istnieć, odczuwa całkowity brak zrozumienia. Najlepszą opcją wydaje mu się ucieczka w krainę fantazji, w miejsce, gdzie każdy jest odmieńcem i nie pasuje do społeczeństwa. Z odrobiną kontroli umysłu. Tak pokrótce można opisać połowę historii zawartej w “Powrocie Kida Flasha”.
Poza samymi głównymi bohaterami pojawiają się też gościnnie herosi znani z innych serii, dostają oni niewiele miejsca, acz Emiko odznaczyła się w interesujący sposób na kartach komiksu, gdzie wystąpienie Green Arrow było tylko dodatkiem – w końcu musiał zająć przynajmniej jeden kadr, kiedy jego siostra bierze udział w jakiejś większej akcji.
Ciężko natomiast jednoznacznie powiedzieć coś o złoczyńcach, był Onomatopeja, który miał niewielki epizod, byli kosmici. Jednak to tylko niewielki fragment całości. Czytelnik bez wątpienia domyśli się kto będzie “głównym złym”, którego nie można usprawiedliwiać, a jednak… Można poczuć do tej postaci pewną dozę sympatii? Chyba będzie to odpowiednie słowo. Zagubiona istota, która chcąc dobra, czyniła zło. Jednak niezaprzeczalny jest fakt, że sam środek, który wykorzystywała do celu, kontrola umysłów, był czymś nieakceptowalnym. No i było nawiązanie do Piotrusia Pana! Nibylandia, chociaż pozornie mogła wydawać się czymś dobrym, po chwili zastanowienia i zbliżając się do końca historii, wykreowana została bardziej na wzór antyutopii. Jednak czy nie każdy miał chwilę, w której chciałby jednak pozostać dzieckiem?
Fabularnie Benjamin Percy zrobił świetną robotę. Czytając, było widać, że maczał palce również przy „Green Arrow”. Romans wyważony, wrzucony tam, gdzie być powinien, delikatnie, nienachalnie. Beast Boy to dalej Beast Boy, którego wszyscy mogą znać z kreskówki, chociaż tutaj był bliższy każdemu z nas – nie był niepoprawnym śmieszkiem, przynajmniej nie przez cały czas. Pozostali bohaterowie – byli sobą, a Aqualad nie przodował w idiotycznej, nachalnej propagandzie (o czym wspomniałem w recenzji poprzedniego tomu). Scenariuszowy epizod zaliczył Marva Wolfman, współautor Starfire, który odpowiada za wcześniej wspomniany jeden rozdział poświęcony właśnie tej postaci, w którymś z powyższych akapitów wspomniałem, co o nim myślę, więc tylko dodam – no cóż, wyszła na obrażoną gwiazdeczkę, która zawsze musi być w centrum uwagi, a plany każdego muszą obejmować też ją, chociaż ostatecznie wyszła na prostą.
Warstwa wizualna stoi na wysokim poziomie, chociaż czasami odnosiłem wrażenie, że największą uwagę jednak poświęcano Zmiennokształtnemu, ale to może przez to, że statystycznie to on miał najwięcej miejsca przeznaczonego tylko i wyłącznie dla niego. Walka Goliatha z GoliathBeastem, chociaż zajmująca może z cztery kadry, była piękna. Jon Snow mógłby się uczyć walki na bestiach, może walka z Nocnym Królem inaczej by się skończyła dla jego smoka. Khoi Pham i Scot Eaton – zróbcie jakiś poradnik smoczych walk!
Kończąc krótko: Myśleliście kiedyś, że zupełnie nie pasujecie do miejsca, w którym jesteście? Myśleliście, że powinniście zniknąć / uciec / wyjechać w Bieszczady? Może to być dla was świetna lektura. Nie spotkały was takie myśli? Również polecam, z samej miłości, jaką darzyć można Nastoletnich Tytanów. No i gdyby nie to, że dziwnie byłoby mi skanować jedną z okładek to fapfolder, którego oczywiście nie mam, zostałby uzupełniony o jedną ze Starfire.
Reklama