Za nami kolejny odcinek drugiego sezonu Lucifera. Kolejny naprawdę dobry odcinek, z nieco zaskakującym, łamiącym serca zakończeniem. Ale po kolei.
W recenzji odcinka Stewardess Interruptus, stwierdziłam, że irytuje mnie zachowanie Chloe. Cóż, w tym odcinku niewiele się w tej kwestii zmieniło – Chloe wciąż zachowywał się dość dziwnie, wręcz sztucznie, jakby na siłę próbowała być śmieszna i przypodobać się Lucyferowi. Rozumiem, że miała prawo się w nim zauroczyć, a nawet zakochać, ale nie przesadzajmy… W porównaniu do poprzedniego odcinka, muszę przyznać, że momentami jej próby zaimponowania Lucyferowi były śmieszne, co jednak nie zmienia faktu, że najwidoczniej zbyt mocno wzięła sobie do serca radę Maze, aby się wyluzować…
Skoro już mówimy o wadach postaci w tym odcinku, to nie sposób nie wspomnieć o głupocie Dana, aka Detektywa Dupka. Mam tutaj na myśli sytuację, w której Dr. Scott wkłada rękę do rozdrabniacza odpadów. Po pierwsze – poważnie puścił ją samą, wiedząc, że może coś takiego zrobić i że ma jej pilnować? I po drugie – naprawdę nie domyślił się od razu, co może oznaczać ten dźwięk, tylko potrzebował na to jakiś kilkunastu – kilkudziesięciu sekund?
Przejdźmy jednak do pozytywów, których nie zabrakło. Osobiście zaśmiałam się już na pierwszej scenie, w której Lucyferowi znikąd wyrastają rogi. Okazało się to co prawda jedynie snem Chloe, ale mimo to śmieszy. No i… Chloe ma erotyczne sny o Lucyferze? Poważnie?! Z jednej strony ta informacja cieszy fanów Deckerstar, ale z drugiej – po zwiastunie wielu z nich, w tym ja, oczekiwało znacznie więcej niż tylko snu. Może kiedyś w końcu doczekamy się tego na serialowej jawie. Natomiast sama scena – moim zdaniem jedna z lepszych, zarówno w całym serialu, jak i w tym sezonie.
Żeby nie przedłużać, kontynuujemy wątek Deckerstar. A konkretnie zakończenia odcinka, w którym to Lucyfer dowiaduje się prawdy o Chloe. Przede wszystkim – ogromne brawa dla Toma Ellisa za tę scenę! Naprawdę świetnie oddał obecne w niej emocje. Przejście z radości i zakochania, przez niedowierzanie, do przykrego rozczarowania i złamanego serca, aktor oddał perfekcyjnie. No i moment, kiedy przybiega do domu Chloe i zaczyna krzyczeć, żądać od niej prawdy. Tom ponownie bardzo dobrze pokazał tu przejście emocji – tym razem z wściekłości do przerażenia i troski. To kolejna scena, w której udowodnił, że ma ogromny talent aktorski.
Natomiast sam fakt, że Lucyfer poznał prawdę o Chloe – to i tak kiedyś musiało nastąpić, a szczerze chyba lepiej teraz, niż później. Co prawda przyczepiłabym się do sposobu, w jaki odkrył tę prawdę (na tej ścianie było co najmniej kilkadziesiąt zdjęć, a on akurat spojrzał na to jedno – SERIO?!), ale scena sama w sobie wypadła bardzo dobrze. Pozytywnie zaskoczyła mnie tutaj Maze – zobaczyła, jak szczęśliwy był Lucyfer i chciała go uratować przed bólem, który sprawiłoby mu poznanie prawdy. Co prawda nie udało jej się to, ale należy jej się ogromny plus za próbę.
No i Lesley też bardzo dobrze tutaj zagrała. Dynamiczna zmiana emocji na jej twarzy robi wrażenie.
Ogólnie odcinek oceniam dość dobrze. Nawet tak zwana „sprawa tygodnia” wydaje się być jedną z ciekawszych jak do tej pory, ale… no właśnie – miałam wrażenie, że czegoś w tym odcinku zabrakło, a zachowanie Chloe chyba nie do końca wyszło tak, jak powinno wyjść. Poza tym jednak nie mam większych zastrzeżeń, dlatego też daję mocne 9/10 i liczę, że finał midseasonu również będę mogła ocenić tak wysoko, albo nawet i wyżej.
Reklama