blank

Recenzja do 2 odcinka Lucyfera.

Tematyka poniedziałkowego odcinka skupia się przede wszystkim na rozterkach Lucyfera. Diabeł wraz z każdą minutą, która została przeznaczona na odcinek, uświadamia sobie, a raczej przyswaja informacje, zafundowane przez brata i Maze, że zmienia się. Zmienia się na lepsze, co wprawdzie nie przystoi Panu Podziemi.

Oczywiście w międzyczasie główny bohater wraz z Chloe, zajmują się wyjaśnieniem śmierci młodego chłopaka – syna sławnego aktora. Mimo iż jeden z paparazzi przyznaje się, team, który tworzy powyższa dwójka, nadal szuka winnego. Ostatecznie szukanie winowajcy kończy się sukcesem, a pełna obaw co do tożsamości Morningstara Detektyw, udaje się na spotkanie ze swoim oprawcą z poprzedniego odcinka. Jak można się spodziewać, odwiedziny nie przebiegły po myśli Chloe, bo mężczyzna na dźwięk słowa „Lucyfer” popadł w histerię, krzycząc, że Morningstar jest Diabłem. Patrząc na to z naszej perspektywy, wcale nie kłamał. Zadziwiające jest, że Lucyfer wcale, a wcale nie ukrywa kim jest. Wręcz przeciwnie, bo mówi o tym każdemu na okrągło, ale nie dziwne, że nikt mu nie wierzy.

Nie poruszoną kwestią do tej pory zostają spotkania Lucyfera z terapeutką, ale co tu dużo mówić. Porada, w zamian za zaspokojenie potrzeb łóżkowych psycholog. Jakież to często spotykane. Ten układ nie ma szans na przetrwanie. Zwłaszcza, że nasz Król Piekieł przyznał, iż zmienia go kobieta, tylko sam jeszcze nie wie co z tym fantem zrobić.

Lucyfer nie byłby Lucyferem, gdyby nie było w nim ani krzty humoru, więc ten pojawił się obowiązkowo. Wątek śledczy dobrze rozegrany, a kara, którą wyznaczył Lucyfer dla paparazzi, dopasowana do reszty wydarzeń. Końcowy efekt wyszedł bardzo dobry, a lekcja jaką można wyciągnąć z tegoż odcinka brzmi:  Nie warto zawsze być na pierwszym miejscu, bo w końcu doprowadzi to do jakiejś katastrofy.

Z czystym sumieniem, mogę przyznać drugiemu odcinkowi 7/10.