blank

Nieskończone łowy – Bloodborne TOM. 1 [RECENZJA]

Wszyscy wiemy, jak prezentuje się zdecydowana większość adaptacji gier wideo. No nie prezentują się, mimo że mają podbudówkę i koncept całkiem ciekawej historii. Tak samo jest z Bloodborne. Grą, która zarysowuje intrygującą, steampunkowo-gotycką opowieść, a na której podstawie komiks… no właśnie? Jak wyszła adaptacja spod rąk polsko-czeskiego team-upu?

Standardowy proces wydawania adaptacji gier wygląda następująco:*Gra istnieje i zdobywa popularność*
– No to ten, robimy książkę, może jacyś fani się nabiorą he he
– Ale co tam napisać w niej?
– Cokolwiek, aby tylko było nawiązanie do treści gierki. Dajcie też okładkę z gry i zarabiamy pieniążki.

Nie inaczej zapewne było z naszym kochanym soulslike’iem. Przychody i popularność spowodowały mus wydania slabej historii okraszonej tytułem i okładką wziętą prosto z gry. Jednakże, jak wcześniej wspominałem o perełkach, chyba Bloodborne jest jedną z nich.

Twórca przedstawia nam z pozoru dwie odrębne historie, które na pierwszy rzut oka mogą wydawać się kameralne, ale tak naprawdę są ważną częścią uniwersum

Pierwsza z nich opowiada o bezimiennym Łowcy, który nieustannie umiera i budzi się w celu odnalezienia pewnego dziecka. Co ciekawe, któraś śmierć okraszona jest wielkim napisem „nie żyjesz”, co jest fajnym, nieinfantylnym smaczkiem dla fanów gier.

Znalezione obrazy dla zapytania: nie żyjesz bloodborne

Głównym zagadnieniem omawianej połowy jest rozterka moralna bohatera i relacja między nim, a dzieckiem. Kot eksploruje tutaj świat przedstawiony w grze i pokazuje nam go z innej perspektywy. Bohaterowie przemierzają pustkowia, zniszczone ruiny i opuszczone miasteczka coraz bardziej przywiązując się do siebie. Finał okraszony jest prostym morałem na temat poświęcenia dla reszty świata i zakwestionowania własnej psychiki. Nie ma tutaj za bardzo nad czym się rozwodzić, bo historia jest prosta jak budowa cepa, ale za to efektownie i dobitnie ukazana (głównie za sprawą rysunków Kowalskiego) przez zastosowanie etapowych stadiów rozkładu plansz.

Znalezione obrazy dla zapytania: bloodborne comicbook vol 1

Drugą częścią albumu jest opowieść o naukowcu i księdzu.  Najpierw ukazana z dwóch perspektyw obu mężczyzn, aby pokazać różnice w światopoglądowe i zmienne cele między nimi. Do czasu, aż bohaterowie się nie poznają ich charaktery i idee są wyraźnie zarysowane. Ksiądz – ślepo zapatrzony w kościół, broniący jego racji i uciszający każdy przejaw sprzeciwu (negatywna postać). Naukowiec – mężczyzna poszukujący rozwiązania problemu, nastawiony negatywnie do kościoła (analogicznie – pozytywny postać). Od którejś planszy ta linia coraz bardziej się zaciera i powoduje całkowity odwrót moralności i zachowań bohaterów. Przykładem jest wiara: naukowiec stwierdził, że jest jednak agnostykiem, a nie ateistą, za to ksiądz przyznał wątpliwości wobec kościoła i jego bogów.

Tutaj również mamy do czynienia z prostą historią, która wykorzystuje bardzo ciekawe zabiegi fabularne. Jednakże prostolinijności utworu jest on świetnym dziełem do analizy dla początkujących twórców. To tutaj, w drugiej części, został rozwinięty świat przedstawiony, poznaliśmy odrobinę jego historii i obecnego statusu.

Najbardziej urzekło mnie to, że Kot nie ulega schematom przepisując grę do książki, albo – co gorsze – lekko do niej nawiązuje pokazując, że tak powiem, paździerz. Twórca stara się przedstawiać świat jednocześnie go rozwijając i opisując, aby czytelnik niezaznajomiony z tytułem growym nie poczuł się przytłoczony. Ja jako własnie taki osobnik, dzięki pewnym uproszczeniom i sposobom prowadzenia, fabuły czułem się jak ryba w wodzie.
Ostatnio miałem przyjemność (albo nieprzyjemność) recenzowania pierwszego tomu snyderowskiej Ligi, która jest właśnie przykładem chaosu, trudnego do ogarnięcia staremu wyjadaczowi, a co dopiero laikowi. W Bloodborne miałem przejrzystość opowieści. Wszystko zostało przedstawione najprościej jak to tylko możliwe zachowując przy tym ton poważnej i potężnej historii.

Tak naprawdę to trudno mi się przyczepić do czegokolwiek, bo mimo że jest to prosta opowieść, to nad wyraz poprawnie zrobiona. Ostatnimi czasy stałem się bardzo wymagający wobec dzieł kultury, a Bloodborne, jako jedno z niewielu, bardzo mi się podobało. Aby zachować równowagę wszechświata poproszę o bardziej wymyślne historie w drugim tomie.

Kota pochwaliłem nie bez powodu, ale największą robotę zrobił Kowalski, który pracował wcześniej przy kilku innych seriach dla amerykańskich wydawnictw.

Bloodborne w założeniu ma być przerażający, brudny i mroczny. Właściwie trochę jak każdy steampunk, ale bardziej. Całość przypomina mi trochę rysunki Capullo, które z pozoru mogą nie pasować do klimatu albumu… a jednak! Idealnie pasują do takiego plugawego gotyku, jaki został przedstawiony.

Największą robotę robią jednak POTWORY! Bloodbornowskie wilkołaki, czy Soulsowe czachy to zawsze była taka swoista ikona gatunku. Bałem się trochę, że nie dostaniemy okropnych, strasznych obrazów, a jedynie śmieszne mordy, które dostarczą ciarek… z zażenowania.

Na szczęście Kot poradził sobie z zadaniem i dostaliśmy nie tylko przerażające pokraki, ale obrzydliwe twory, które sprawią, że nie raz zakwestionujemy pewne akcje razem z bohaterem.

Najciekawsze są krajobrazy pozamiejskie, które zostały wzorowane na obrazach Caspara Friedricha. Mają one ukazać melancholię, nieskończoność i niepewność świata. Właśnie ten ogrom i nieświadomość powoduje niepokój, który rośnie z każdą planszą, dzięki sposobom prowadzenia fabuły.

Podsumowanie: To naprawdę dziwne uczucie dać komiksowi same pozytywne oceny. Naprawdę świetnie się bawiłem czytając ten album. Jest to kawał prostej, aczkolwiek porządnej historii z niebanalnymi rozwiązaniami, okraszonej przerażającymi i obrzydliwymi (w dobrym sensie) małymi dziełami sztuki. Czekam z niecierpliwością na drugi tom i z pewnością go zakupię!