blank

Lycyfer: recenzja do s01e01.

Pierwszy odcinek Lucyfera to nic innego jak zapoznanie nas z tematyką, która zawarta będzie w reszcie sezonu.

W większości seriali przyjęło się, że główna postać w początkowych odcinkach pokazana jest jako pozytywny bohater, co w Lucyferze graniczy z cudem. Pierwszy odcinek wcale, a wcale nie stawia głównego bohatera w jasnym świetle dobra, ale co się dziwić, skoro serial opowiada o zbiegłym Królu Piekieł.

Już w pierwszej scenie możemy zobaczyć, że nasz Diabeł dysponuje mocami, które siłą wyciągają z człowieka, jego największe pragnienia. Co nie znaczy, że dar działa na każdego. I tu zaczyna się nasza przygoda z Lucyferem jako detektywem. Po zabójstwie Delilah, Morningstar za wszelką cenę stara się znaleźć oprawce przyjaciółki, ale na jego drodze staje Chloe. Pani detektyw z całkiem ciekawą przeszłością. Zanim znajdują mordercę Delilah, nawiązuje się między nimi nić porozumienia, której oboje nie chcą okazać.

Po obejrzeniu co najmniej połowy odcinka można wnioskować, że Lucyfer to istny kobieciarz, a Pani detektyw to była aktorka z dzieckiem i kretyńskim ex. Para idealna chce się rzec, ale nie ma tak łatwo. O powrót Morningstara do Piekieł upomina się jego brat, argumentując swoje poczynania tym, że Lucyferowi zanika zło. Jak wszystko potoczy się dalej? Zostało tylko czekać na resztę odcinków.

Serial lekki i godny polecenia. Ma w sobie coś co bardzo cenię w dzisiejszej kinematografii. Jest zabawny. Mam nadzieję, że ten stan utrzyma się w kolejnych odcinkach, bo szczerze mówiąc, były momenty, że śmiałam się z dialogów co rzadko mi się zdarza.

Według mnie odcinek zasługuje na mocne 8/10.