Wydane przez Hazelight studios w 2018 roku „A Way Out” było dość świeżym i iście ciekawym doświadczeniem w sferze gier kooperacyjnych, które zresztą przyjęło się na tyle dobrze, aby Josef Fares otrzymał wolną rękę przy tworzeniu kolejnej produkcji. Czy „It Takes Two” powtórzyło ten sukces?
Na początku chcielibyśmy podziękować Electronics Art Polska za udostępnienie kopii recenzenckiej! Jeżeli jeszcze tego nie zrobiliście, to wpadnijcie na ich profil, aby być na bieżąco z nowościami.
Na wstępie zaznaczę, że uwielbiam gry w trybie co-op, a szczególnie te, które można ograć wspólnie na jednej kanapie, dlatego też przygodami Leo i Vincenta byłem oczarowany i nie mogłem doczekać kolejnej takiej produkcji.
Pod koniec zeszłego roku święta przyszły dla mnie wcześniej, bo EA oficjalnie zapowiedziało kolejny tytuł z kuźni Hazelight, czyli „It Takes Two”. Trailer kupił mnie od razu, a im bliżej było premiery, tym ekscytacja była większa. Czy moje oczekiwania zostały spełnione? Tego dowiecie się z poniższej recenzji.
O czym pokrótce traktuje recenzowana produkcja? Tym razem zamiast klimatów więziennych rodem z Prison Break otrzymujemy opowieść o rodzinie. Zwykłej trzyosobowej familii, na dodatek niezbyt szczęśliwej,, gdyż po serii kłótni rodzicie ostatecznie postanawiają się rozwieść.
Mocno to poruszyło ich córkę, która za wszelką cenę nie chce do tego dopuścić, szybko tworzy dwie laleczki i usiłuje uzyskać pomoc z książki, a raczej poradnika dla par. Łzy dziewczynki okazały się mieć magiczną moc, gdyż spowodowały, iż… rodziciele obudzili się nagle jako wykonane przez nią figurki, a my, jako gracze, pokierujemy ich losem!
Cody i May, bowiem tak się zowią nasi bohaterowie, mają przed sobą trudny orzech do zgryzienia, bo aby wrócić do swojej pierwotnej formy, to muszą… współpracować. Tak przynajmniej twierdzi niezwykle irytujący Doktor Hakim – autor wyżej wymienionej księgi, który zrobi wszystko, aby pomóc parze odbudować swoje małżeństwo.
Niedorzeczne? Pewnie. Proste i nieskomplikowane? Owszem. Przewidywalne? Jak najbardziej. Czy to coś złego? Skądże. Właśnie ta prostota i przyziemność stanowi jedną z największych zalet tej produkcji. Choć „A Way Out” faktycznie było intrygujące, tak jednak nie da się ukryć, że temat rozpadającego się związku, to nieco bliższy człowiekowi temat, niż ucieczka z więzienia.
Chcąc nie chcąc trzeba połączyć siły i wyruszyć na przygodę, która okaże się pełna niespodzianek i to niekoniecznie tych pozytywnych. Nasi bohaterowie napotkają na drodze niezliczoną ilość przeszkód i już od pierwszych minut rozgrywki mamy świadomość, ze samodzielnie, to my tej gry nie przejdziemy.
Tym razem mamy do czynienia z typową platformówką, która zresztą czerpie z tego gatunku wszystko, co najlepsze. Tak, jak poprzedni tytuł Hazelight Studios był nieco drętwy, jeżeli chodzi o mechanikę, tak tutaj śmiganie i skakanie po planszach sprawia mega frajdę.
Żeby nie było nudno, to w każdym rozdziale otrzymujemy nowe i różnorakie zdolności, oczywiście osobne dla Cody’ego i May, także zapomnijcie, iż w pewnym momencie złapie was uczucie monotonii.
Raz będziemy mogli poczuć się niczym Kratos, tylko zamiast topora, rzucać będziemy gwoździem, innym razem May nauczy się klonować, a jeszcze w innej sytuacji sięgnie ona po sierp i będzie siekać chwasty w ogrodzie, gdy Cody w tym czasie będzie umieć… zamieniać się w kwiaty! No i za każdym razem będzie trzeba współpracować i pogłówkować jak wykorzystywać swoje moce, aby pomóc sobie nawzajem. Oj szare komórki na pewno trzeba tu pobudzić!
Poza tym rozgrywka jest nieco urozmaicona za pomocą znajdziek, ale nie byle jakich – mowa tutaj o przeróżnych minigrach! Jeżeli cała ta współpraca męczy was zupełnie tak samo, jak głównych bohaterów, to właśnie będzie miejsce dla was, gdyż każda z nich polega na rywalizacji pomiędzy sobą. Można tu ścigać się na łyżwach, ujarzmiać byka na rodeo, uczestniczyć w pojedynku na śnieżki, czy też skakać w dal z huśtawki.
Całość może wydawać się nieco nieprzystępne dla totalnie niedzielnych graczy, jednak z drugiej strony tym bardziej spotęgowałoby to konieczność współpracy, o której zresztą jest cała gra. Jeżeli jednak wasz partner potrafi obsługiwać się padem, to przejście „It Takes Two” nie powinno sprawić wam większego problemu.
Poza chwytającą za serducho historią to innym elementem, który przykrywa cały ten „mrok”, jest także iście baśniowa oprawa graficzna, która od razu przywołuje mi na myśl produkcje Pixara. Jestem zdania, że tytuł ten spokojnie można by było wydać jako animację sygnowaną właśnie logo firmy wchodzącej obecnie w skład Disneya.
Nie ma tutaj nie-wiadomo-jakich wodotrysków graficznych, ale raczej nikt tego nie oczekiwał. Lokacje są bardzo dobrze, a niektóre z nich potrafią przykuć i „ucieszyć” oko (Ogród i muzyczny etap szczególnie!).
„It Takes Two” to jedna wielka gra kontrastem. Przygnębiająca i smutna historia, ale przepełniona absurdalnym humorem Doktora Hakima. Małe lalki, wielki świat. Optymizm księgi kontra pesymizm małżeństwa. Tytuł ten przypomina nam, że niejednokrotnie potrafimy wywołać wielkie kłótnie o błahostki, dlatego też może stanowić on swojego rodzaju terapię…dla Was samych!
To kilkanaście godzin znakomitej przygody skierowanej tak naprawdę do każdego. Młodszy odbiorca będzie się znakomicie bawił, bo gameplay bardzo przyjemny i wszystko to niezwykle kolorowe, a starsi będą czerpać wielką frajdę, chociażby z samej wspólnej rozgrywki.
Jeżeli jednak nie macie nikogo, z kim moglibyście usiąść i zagrać, to nie macie czego się obawiać. Zupełnie jak w przypadku „A Way Out” można po prostu zaprosić kogoś ze swojej listy znajomych i w ten sposób ukończyć całą grę.
Tak samo nie da się połączyć z losowym graczem, ale nie jest to żadna wada, gdyż w moim osobistym odczuciu przechodzenie tego tytułu z kimś obcym nieco zabiłby płynący z niej „fun”.
Jestem zdumiony, że poza Hazelight nie próbuje swoich sił w tego typu produkcjach, chociaż faktycznie „kanapowce” powoli wracają do łask. Mimo wszystko biorąc pod uwagę obecnie panujące warunki, czyli pandemię, to wręcz się prosi o tego typu rozgrywkę.
Josef Fares to odważny człowiek. Stwierdził, że jest gotów dać 1000 dolarów każdemu, kogo ten tytuł szczerze znudzi. Nigdy tego tysiaka nie ujrzę, bo zarówno ja, jak i moja druga połówka bawiliśmy się niesamowicie dobrze.
„It Takes Two” to znakomita gra akcji, która sprawia mnóstwo frajdy. Przygody Cody’ego i May śledzi się z wielką przyjemnością i z zaciekawieniem przechodzi się kolejne etapy, a akcji i humoru zdecydowanie tu nie brakuje.
Jeżeli chcecie miło spędzić czas z pociechą, połówką, przyjaciółką/przyjacielem, to bez wątpienia sięgnijcie po ten tytuł, szczególnie że cena jest naprawdę w porządk oraz rzadko kiedy nowsze produkcje kosztują teraz poniżej 200 złotych 🙂
Reklama