blank

Inhumans – spoilerowa recenzja 1 sezonu

Na początku września 2017 roku w kinach IMAX swoją premierę miały pierwsze dwa odcinki nowego serialu Marvela, „Inhumans”. 29 września epizody te puszczono także w telewizji, a 10 listopada wyemitowano ostatni epizod sezonu. Produkcja ta od początku do końca zbierała całe mnóstwo negatywnych opinii, zarówno wśród krytyków, jak i fanów. Showrunnerem serii był Scott Buck, odpowiedzialny wcześniej za inną serialową adaptację komiksu Domu Pomysłów, czyli „Iron Fista”, który także został zmiażdżony złymi recenzjami. Po obejrzeniu całego sezonu ekranizacji opowiadającej o Nieludziach można śmiało stwierdzić, że zarówno ona, jak i „Iron Fist” są nie tylko najsłabszymi serialami Marvela, ale również najgorszymi elementami całego MCU.

Fabuła całej produkcji opiera się na tym, że rodzina królewska Inhumans w wyniku zamachu stanu zostaje pozbawiona tronu, w związku z czym jest zmuszona ukryć się na Ziemi. Mógłby to być bardzo ciekawy koncept, gdyby wykonanie nie stało na tak niskim poziomie. Całe przejęcie władzy przez Maximusa odbywa się błyskawicznie. Nie czuć przy tym żadnej intrygi, nie wiadomo co motywuje osoby wspierające brata króla, ani nie da się wciągnąć w jakikolwiek sposób. Skoro początek był fatalny, to czy seria ta broni się w późniejszych odcinkach? Nie, było tak samo źle, a nawet gorzej. Wątków części protagonistów, jak np. krótkiej kariery hodowcy narkotyków i miłosnego życia Karnaka, czy oddziału surferów Gorgona, równie dobrze mogłoby nie być i nic by się nie stało. Na dłuższą metę aspekty te nie mają znaczenia. Podobna sytuacja jest z Crystal, która jest w ogóle niepotrzebna. Przez moment jest księżniczką uwięzioną w zamku, a potem nie ma już absolutnie żadnego znaczenia dla dalszego przebiegu historii. Akcja idzie do przodu w bardzo powolnym tempie. W kilku odcinkach praktycznie nic się nie dzieje, przez co serial wychodzi bardzo nudno. Jeśli zaś chodzi o epizod kończący pierwszy sezon, to ogląda się go bez jakiegokolwiek zaangażowania lub ciekawości. Nie ma ani jednego momentu, który byłby na tyle spektakularny albo na tyle emocjonujący, aby zapaść w pamięci widza. Nawet moment, w którym Black Bolt w pełni używa swojego głosu, wychodzi słabo, a powinien być jednym z mocniejszych punktów całej serii.

Główni bohaterowie ekranizacji od samego początku są przedstawieni tak, że nie da się ich lubić. Zostali oni zaprezentowani jako grupa tyranów i rasistów. Podstawowym problemem jest to, że wykorzystują oni nieposiadających mocy mieszkańców swojego miasta do pracy w kopalniach. W kilku momentach wyraźnie dają do zrozumienia, że wręcz brzydzą się ludźmi, m.in. Crystal, która używa dokładnie tych słów, czy Gorgon, który wyśmiewa się z tego, że Maximus nie posiada nadludzkich zdolności. Faktycznie, wraz z rozwojem fabuły protagoniści uczą się, że normalni ludzie wcale nie muszą być gorsi i zmieniają swoje nastawienie. Jednak mimo wszystko żadna postać z rodziny królewskiej nie zrobiła niczego, za co można by ją polubić. Jedynie Tryton wyglądał na dosyć interesującą postać, jednak było go zdecydowanie za mało, przez co nie mógł wykazać się bardziej. Oprócz tego żaden z bohaterów nie wyróżnia się niczym. Powoduje to, że nie czuje się żadnego przywiązania do nich, a ich dalsze losy ani trochę nas nie obchodzą, co stanowi tak samo dużą wadę, jak źle poprowadzona fabuła.

O ile w recenzjach początkowych odcinków chwaliłem postać Maximusa za to, że jest jedyną pozytywną postacią oraz za jego kompetencje w tym, co robi, to po obejrzeniu całego sezonu nie mam już tak dobrej opinii o jego osobie. Im bardziej historia poruszała się do przodu, tym persona brata króla więcej traciła. Stał się on lekkomyślny, zupełnie nie potrafił panować nad swoimi ludźmi, o czym świadczy sytuacja z Auran, ani nie umiał utrzymać władzy i poparcia wśród swoich poddanych. Na tym tle ciężko go uznać za dobrze zbudowanego antagonistę lub po prostu ciekawą postać.

Sceny walki wypadają po prostu tragicznie. Są one pozbawione jakiejkolwiek dynamiki, a przez ogromną ilość cięć i okropną choreografię wychodzą wręcz żenująco. Ratują się one jedynie naprawdę dobrze dobraną muzyką. Efekty specjalne są, najprościej mówiąc, marne. Wyłącznie Lockjaw i włosy Medusy (na początku serii) wyglądają w porządku.

W kwestii walorów wizualnych również nie mam żadnych pozytywnych wrażeń. Tylko komnaty pałacu królewskiego wychodzą przyzwoicie. Cała reszta jest nijaka i pozbawiona kolorów. Dodatkowo, oprócz pojedynczych scen w dolnej kaście, nie otrzymaliśmy żadnego bliższego spojrzenia na Attilan. Ukazanie funkcjonowania miasta Nieludzi pozwoliłoby bardziej wczuć się w fabułę, jednak nie zrobiono tego. Natomiast jeśli chodzi o kostiumy, to już na materiałach promocyjnych prezentowały się one tandetnie i w tej sprawie nic się nie zmieniło.

Czy „Inhumans” można uznać za najgorszy serial Marvela? Ciężko powiedzieć. W mojej opinii zarówno ta produkcja, jak i „Iron Fist” posiadają równie niski poziom. Mam nadzieję, że po tych dwóch porażkach serialowych Scott Buck, showrunner obu tych ekranizacji, zostanie odsunięty od jakichkolwiek projektów w Marvel Television.

Pierwszy sezon „Inhumans” oceniam na 3/10.