Otwieram akta sprawy numer 225003 dotyczące ataku i sprawy miasteczka Pleasant Hill. Zalecam wszczęcie protokołu wygodnego usadowienia się w fotelu i przeczytania recenzji tego… dziwnego komiksu.
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostepnienie nam komiksu do recenzji!
Opowieść ta jest stworzona przez wielu pisarzy i artystów, ponieważ album ten jest zlepkiem różnych zeszytów. Dlatego też nie będę tutaj wspominał o żadnym z nich imiennie.
Historia zaczyna się od infiltrowania przez Winter Solidera jakiejś stacji badawczej lub wojskowej, w której odkrywa on eksperyment, który spowodował wybuch jakiegoś dziwnego, kosmicznego przedmiotu. Niestety szpieg zostaje złapany.
Następnie ukazuje nam się Maria Hill, szefowa S.H.I.E.L.D, która opowiada coś o kostce zdolnej zmieniać rzeczywistość.
Po tym przechodzimy płynnie do tytułowego miasteczka Pleasant Hill, gdzie dowiadujemy się, że wszyscy mieszkańcy są złoczyńcami, którym wymazano pamięć, a ich rzeczywistość została zmieniona, żeby przypominali porządnych obywateli. Niestety, w końcu znalazł się buntownik… i tak skończyły się drinki przy wschodzie słońca.
Wszystko to może wydawać się zachęcające, tragiczne i nader smutne. Może się wydawać, że po przeczytaniu weźmiecie stos chusteczek, żeby opłakać ukochanych herosów czy nawet złoczyńców. Niestety, sam chciałbym, żeby tak było.
Głównym odczuciem, jakie towarzyszyło mi w trakcie lektury było rozbawienie. Co rusz mówiłem sam do siebie: „Ej, to śmieszne, beka w sumie xD” i pokazywałem znajomym zabawne kadry. Przykładem takiej śmiesznej głupotki jest wielki Kaijū stworzony przez armię USA, który ubrany w ich flagi krzyczy na cały regulator: „UUUU EESS AAAA!”. Oczywiście nie jest to w żadnym wypadku wada, wręcz przeciwnie, bez humoru ten komiks byłby nijaki.
Humor ten, niestety, przyćmiewa historię, która miała być w zamierzeniu tragiczna. Widać tutaj, jak twórcy nieudolnie próbują wzbudzić w czytelniku smutek, ale zamiast tego poprawiają humor i rozbawiają, a nie tego raczej oczekujemy po kryzysie i odbieraniu ludziom osobowości, prawda?
No właśnie, zabieranie osobowości. Jest to jeden z poruszonych w komiksie problemów natury psychologicznej. Możemy podziwiać tę problematykę z trzech perspektyw: ludzi, którzy chcą z powrotem wrócić do sielanki, złoczyńców, którzy uważają, że taka kara jest gorsza niż śmierć oraz zdeterminowanych pracowników S.H.I.E.L.D., którzy nie widzą lepszego sposobu więziennictwa. Sami musimy zdecydować po której stronie stanąć. Popieramy Orrgo, który po krzywdach doznanych ma świecie, chce powrócić do bycia słodkim pieskiem, czy Marię Hill, która usprawiedliwia swoje działania chęcią ochrony świata? Wybór należy do Was.
Sama historia posuwa się naprzód dość szybko, zwłaszcza kiedy mają miejsce jakieś walki i konflikty. Napięcie zwiększa się z każdą stroną, ale szybko jest gaszone przez nowy zeszyt i rozpoczęcie nowego wątku, przez co nie jesteśmy w stanie wciągnąć się w historię. Gdyby twórcy rozwinęli trochę treści, zamiast zaczynać co rusz nowe, byłby to spory plus.
Komiks nie jest zdecydowanie przeznaczony dla nowych czytelników Marvela. Historie crossoverowe i team-upy są bez sprzecznie najlepszym sposobem na wejście w uniwersum superbohaterskie, aczkolwiek nie sprawdza się to w tym przypadku. W ciągu całej historii poznajemy masę bohaterów, a między rozdziałami mieszają się drużyny takie jak: All-New Avengers, zwykli Avengersi, agenci S.H.I.E.L.D., Howling Comandos, Ucanny Avengers oraz New Avengers. Czytelnik znający Marvela głównie za sprawą MCU nie da sobie rady z tym kawałkiem chleba jeżeli to ma być jego pierwsze podejście do komiksów spod szyldu czerwonych. Sprawy nie ułatwia kolejność zeszytów w albumie, które wydają się, jakby były łączone zupełnie losowo, przez co można pogubić się w historii. Mimo że drużyny opisywane są na początku niektórych rozdziałów, to jest to zrobione w tak chaotyczny sposób, że nic to nie daje.
Skoro jest to historia przedstawiająca mnóstwo bohaterów, to pewnie i relacje między nimi są rozwinięte. Nie, nie są. Oprócz kilku przyjemniejszych komityw (np. Ms Marvel z Milesem Moralesem czy Falcon i Winter Solider ze Stevem Rogersem) wszystko jest potraktowane powierzchownie, a postacie nie okazują sobie zbyt wielu uczuć.
Zakończenie również pozostawia wiele do życzenia, ponieważ jest to historia klepana od lat chociażby w MCU, dlatego prędzej zwymiotujecie, niż zachwycicie się tym, kto tak naprawdę za wszystkim stoi.
Nad warstwą graficzną, tak samo jak fabułą, pracowało wielu rysowników, lecz niestety żaden jakoś szczególnie nie urzekł mnie swoim stylem. Powiem tak: cała oprawa wizualna jest na dobrym poziomie. Bez fajerwerków, nie wiadomo jakich dzieł sztuki, ale starannych i dobrze stonowanych. Chciałbym jeszcze autorów pochwalić za przepiękne podwójne strony, kóre ukazywały różne krajobrazy i walki oraz ponarzekać na chaos, który panuje na kadrach i nie rzadko spędzicie na tronie trochę czasu, żeby ogarnąć co się w danej chwili stało.
Na koniec wspomnę o kwestiach technicznych. Każdy dział rozpoczyna się od czegoś w rodzaju akt S.H.I.E.L.D., gdzie dostajemy informacje, o tym, jaki to jest zeszyt i krótki opis danej drużyny, która w nim będzie. Jest to bardzo fajne posunięcie, zwłaszcza, że historia toczy się wokół protokołów i całego działania tej organizacji. Niestety kolejność zeszytów pozostawia wiele do życzenia.
Kolejnym minusem jest poziom tłumaczenia, który może nie jest nie wiadomo jak zły, aczkolwiek zdarzają się niepotrzebne powtórzenia i niezgrabne przekłady. Dodatkowo same dialogi są napisane w dość infantylny sposób, charakterystyczny wręcz dla lat 80-ątych, przy czym największą głupotą jest to, że 9 letnia dziewczynka potrafi brzmieć poważniej i naturalniej niż dorośli faceci.
Podsumowanie: Jest to infantylna historyjka z szybką jak Flash fabułą, która pędzi niemiłosiernie, ale ciągle jest zatrzymywana przez kolejność ułożenia zeszytów i ucinanie wątków. Mimo tragicznego wydźwięku opowieści, jest ona tak naprawdę dość zabawna z dużą ilością żartów. Poza tym, mamy tutaj do czynienia z naprawdę poważnym problemem psychologicznym. Oprawa wizualna jest w porządku, zwłaszcza podwójne, kadry, aczkolwiek często panuje chaos. Nie jest to dzieło literackie pokroju ostatnio recenzowanego Visiona, aczkolwiek znośne i ładnie wyglądające na półce czytadło. Warto posiadać w swojej biblioteczce!
Jeszcze raz dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie nam egzemplarza do recenzji!
Wydawnictwo: Egmont
3/2019
Tytuł oryginalny: Avengers: Standoff
Wydawca oryginalny: Marvel Comics
Rok wydania oryginału: 2016
Liczba stron: 420
Format: 165×255 mm
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Papier: kredowy
Druk: kolor
ISBN-13: 9788328134942
Wydanie: I
Cena z okładki: 89,99 zł
Reklama