blank

ARROW sezon 6 – Spróbuj nie krytykować [WYZWANIE]

Wydaje mi się, że w tym miejscu wielu z Was po przeczytaniu tytułu poczuło już lekkie zaniepokojenie, oburzenie oraz nabrało ochoty, aby bronić tego serialu do samego końca.

Jeśli coś takiego miało miejsce, to bardzo się cieszę, że macie własne zdanie i nie dajecie się tak łatwo „przekabacić”. Mam też nadzieję, że chociaż w minimalnym stopniu Was zaciekawiłem i teraz łatwiej będzie nam wszystkim przebrnąć przez dalszą część tego tekstu. Biorę pod uwagę również fakt, że niestety niektórzy mogą nie mieć ochoty na czytanie moich nędznych wypocin. Dla takich osób przygotowałem skróconą recenzję, którą udało mi się zawrzeć w dwóch słowach. Oto i ona:

No ujdzie.

No. A teraz jedna uwaga. Jeśli jakimś cudem nie widziałeś jeszcze nowych odcinków, to nie mam zielonego pojęcia, co tutaj jeszcze robisz. Koniecznie je obejrzyj. Oczywiście, gdy będziesz już po seansie, zapraszam do wspólnej dyskusji pod wpisem. No chyba że wolisz napisać komentarz i podzielić się swoją opinią na temat, który jest dla Ciebie całkiem obcy. Masz do tego prawo. Podobno tak właśnie działa Internet…

Dobra, żarty na bok. Doskonale wiem, że wszyscy czekali na to, aż dowiemy się, jakie wydarzenia miały miejsce podczas eksplozji na Lian Yu. No i co? No i nico… Niestety wszystko było do przewidzenia. W sumie mogliśmy się spodziewać, że po dobrze przyjętym 5-tym sezonie większych zmian raczej nie doświadczymy. Jednak gdzieś to delikatne rozczarowanie pozostaje…

Na pewno nie można powiedzieć, że podczas seansu tych dwóch odcinków powiewało nudą. Jak na razie oba finały nieźle mnie zaskoczyły. Mam mały problem z tym, jak została poprowadzona cała ta wielka demaskacja Green Arrowa. Liczyłem na to, że urodzi się z tego coś więcej, ale jedynie skończyło się na wprowadzeniu do serialu mało ciekawej postaci – agentki Watson. Sprawa związana z przejęciem kaptura już bardziej przypadła mi do gustu, bo nie ukrywam, że trochę ciekawi mnie, jak to wszystko będzie teraz przez jakiś czas wyglądało. Jest to też chyba ostatnia już szansa, aby zrobić coś ciekawego z postacią Diggle’a.

W poprzednim sezonie strasznie chwaliłem to, jak bardzo poprawiła się choreografia walk. A jak jest teraz? Jest gnuj. A tłumacząc z języka przeciętnego Boguciczanina na polski, to znaczy, że jest naprawdę dobrze (pisownia tutaj nie jest przypadkowa). Mam tylko nadzieję, że tych kilka sekwencji, które i tak mogliśmy zobaczyć w zwiastunach, nie staną się jedynie wizytówką sezonu oraz jednorazowym wybrykiem.

Jeśli chodzi o Laurel… znaczy się o Black Siren… to nie. Proszę. Jeśli ktoś kojarzy moje teksty na FLARROW.pl, to wie, o co mi chodzi. A jeśli nie, to zawsze jest szansa, żeby to nadrobić.

Muszę jednak przyznać, że czekam, aż twórcy przedstawią nam głównego antagonistę tego sezonu. Nie wiadomo jak na razie, kto go zagra, nie wiadomo, kim on będzie, nie wiadomo, jak dużym zagrożeniem się stanie… Ale jedno, na szczęście, jest pewne. Nie bierze się do obsady Michaela Emersona, jeśli nie szykuje się czegoś grubego. I ja sobie doskonale zdaję sprawę, że przemawia przeze mnie sentyment i sympatia do serialu „Lost”, ale… i co z tego?

W tej sprawie również głos zabrali moi redakcyjni koledzy, więc serdecznie zapraszam do tego artykułu:

Kto był w helikopterze podczas zakończenia premierowego odcinka Arrow?!

I błagam, nie piszcie, że to Tommy… Nie rozdrapuje się starych ran. Wszyscy płakaliśmy.

Nie mam pojęcia, co się stało, ale już dawno nie cieszyłem się jak małe dziecko podczas oglądania tego serialu. Tym razem to pierwsze 10 minut 2-giego odcinka dostarczyło mi takiej zabawy. Tak, mam tu między innymi na myśli Easter Egg związany z Batmanem. Nagle jakoś tak mi się wtedy cieplej na sercu zrobiło (hehe). Ale o tym już huczało w internetach, więc chyba nie ma sensu się na temat tego „smaczku” rozpisywać.  Chodzi mi tutaj też o to, jak Oliver, pomimo dość poważnej sytuacji, potrafił wybrnąć żartem, sarkazmem oraz ciętym tekstem. Jest to coś, czego wcześniej nie mogliśmy zaobserwować u naszego głównego bohatera. Wydaje mi się, że to bardzo miła odmiana po tym morzu patosu, jaki przelewał się przez ostatnie 5 lat. Bardzo podobał mi się również dowcip, polegający na wyśmianiu pewnej mechaniki tego serialu, co pokazuje nam pewną samoświadomość twórców, czego jestem niezmiernym fanem. Mam tutaj na myśli motyw wyśmiewania i dochodzenia do tego, gdzie nasi bohaterowie pracują na co dzień i skąd biorą środki do życia. Oglądając właśnie te sekwencje miałem takie piękne poczucie „komiksowości”. Nie mam pojęcia, czy takie słowo istnieje, ale mam nadzieję, że mieliście podobnie i to nie ze mną jest coś nie tak.

Nie wiem, czy zwróciliście uwagę, ale od jakiegoś czasu superbohaterskie seriale CW nauczyły się w komediowy sposób dobrze grać ciszą. Świetny tego przykład mogliśmy zaobserwować podczas sceny, w której Wild Dog i Quentin Lance siedzą na dywaniku u agentki FBI. Ujęcie z żabiej perspektywy, dwóch bardzo różnych od siebie bohaterów oraz cisza, która jest spuentowana trochę niestosownym i bezpretensjonalnym pytaniem. Jak dla mnie bomba! Ogólnie Arrow przyzwyczaił nas do bardzo mrocznego i ciężkiego (oczywiście kolokwialnie mówiąc) klimatu. Jak już wcześniej zauważyłem, twórcy zaczynają powoli od tej konwencji odchodzić, a takie małe pierdółki, które przed chwilą opisałem, bardzo w tym pomagają. Dajcie mnie tego Wincyj!

Już od dawna zapowiadano, że ten sezon będzie krążył wokół motywu rodziny i relacji Oliviera z Williamem. I wiecie co? Po tych dwóch odcinkach uważam, że to był po prostu strzał w dziesiątkę. Nie do końca potrafię uargumentować i wyjaśnić swoje stanowisko, ale niesamowicie dobrze mi się to ogląda. Sceny te nadają wrażenia pewnej prawdziwości i powodują, że jesteśmy wstanie zaangażować się emocjonalnie w to wszystko. W końcu bardzo wyraźnie widać cały ten bagaż doświadczeń jaki niosą za sobą nasi bohaterowie. Na dokładkę mamy jeszcze ciekawy wątek Rene i jego córki. Gdzieś za rogiem czai się Slade, który próbuje odszukać syna. A Black Siren i Quentina zostawcie już w spokoju. Rzekłem.

Od jakiegoś czasu odnoszę wrażenie, że jeśli w gruncie rzeczy coś sprawia nam przyjemność, to nie warto tego krytykować i czepiać się na siłę. Już za chwilę premiera trzeciego odcinka, więc ponownie będziemy mogli przenieść się na chwilę do Star City i spędzić trochę czasu z naszymi ulubionymi bohaterami. Ulubionymi… No może z wyjątkiem Diggle’a. No i oczywiście Laurel (czy tam Black Siren). No i nowa Black Canary też jakoś niezbyt… nieważne! Nie roztrząsajmy tego. Pomyślmy jedynie o tym wspaniałym świecie, gdzie strój Green Arrowa pasuje na każdego! Niezależnie, czy nosisz rozmiar L czy XXL. Dobranoc!

Romek