Wątki obyczajowe wciąż wypierają motywy superbohaterskie, Felicity jest konsekwentna w irytowaniu widzów, mało charyzmatyczny Darhk oraz kiczowaty adwersarz epizodu… To oraz wiele więcej o marazmie, w który popadł jeden z lepszych seriali o tematyce DC, do przeczytania w niniejszej recenzji.
Do Star City przybywa Brie Larvan, znana z The Flash jako Bug-Eyed Bandit. Emily Kinney mimo wszystko wypadła całkiem dobrze, jej postać jest zdesperowana, zmotywowana; niewątpliwie aktorka mogła wykazać się szerszą paletą emocji, aniżeli w serialu The Walking Dead, w którym grała Beth Greene. Niestety, jej robo-pszczoły prezentują się już o wiele gorzej, zwłaszcza połączone w postać bojową. Przeciwnik ten jest anemiczny, nieudolny; Zielona Strzała bez problemów unika ciosów, a do jego pokonania wystarczy elektryczność.
Przez większość epizodu scenarzyści próbują przekonać nas, że HIVE odwróciło się od Damiena Darhka, a kluczową rolę w tejże organizacji może odegrać Malcolm Merlyn, który w czwartym sezonie wciąż posiada o wiele więcej charyzmy, niż pozostali bohaterowie. Zaskakujące jest zatem, że ostatecznie Darhk odnajduje się w więziennej rzeczywistości, zyskując kluczowych sprzymierzeńców, którzy w przyszłym epizodzie pomogą wydostać się z więzienia.
Odcinek nie wzbudził we mnie większych emocji. Nawet rana zagrażająca życiu Olivera nie przekonała mnie, gdyż było pewne, że Team Arrow szybko znajdzie sposób by uleczyć naszego łucznika. Nieprzypadkowo w epizodzie więcej czasu antenowego otrzymuje Laurel Lance, widzowie muszą pooglądać trochę Black Canary zanim ***** 😉
Retrospekcje wciąż są zwykłymi zapychaczami czasu, z których nie wynika zbyt wiele. Można mieć nadzieję, że kolejne odcinki odpowiednio wyjaśnią ideę pojawienia się scen sprzed 5 lat i ich skutku w teraźniejszości.
W Beacon of Hope jedynie Curtis pomimo swego komizmowi i przerysowaniu, wypada całkiem nieźle. Gdybym miał wybierać pomiędzy nim a Felicity, zdecydowanie pannę Smoak odesłałbym na serialowy urlop.
Ostatnia scena, tudzież zasugerowanie zdrady Andy’ego również nie trzyma w napięciu. Scenarzyści hołdują zasadzie „tonący brzytwy się chwyta”.
Ocena recenzenta: 5/10
Reklama