blank

Agents of S.H.I.E.L.D. S05E03-04 – recenzja

Kolejne dwa odcinki „Agents of S.H.I.E.L.D.” już za nami. Kontynuowały one wątki rozpoczęte w poprzednich epizodach, zaprezentowały kilka nowych postaci, a przy tym dostarczyły sporo akcji, dzięki czemu znów otrzymaliśmy solidną dawkę rozrywki.

Głównym tematem obydwu odcinków jest, w dalszym ciągu, życie w stacji kosmicznej. Widzimy, jak żyją normalni ludzie, a oprócz tego okrywamy pozostałe zasady funkcjonowania w Lighthouse. Dowiadujemy się o wyjątkowo zaostrzonych regułach dotyczących posiadania dzieci oraz o handlu nieludźmi. W tym samym czasie Mack dostaje zadanie od Grilla. Ma on zastraszyć jednego z obywateli i wymusić na nim zwrot długu. Aspekt ten został, według mnie, naprawdę ładnie poprowadzony, głównie ze względu na jego końcowe skutki, a mianowicie przywołanie bolesnych wspomnień związanych z Hope oraz szczerą rozmowę z Yo-Yo, która została wyjątkowo dobrze napisana.

Bardzo pozytywne wrażenia wywołał u mnie również wątek Jemmy, która z polecenia Kasiusa musi wytrenować Abby, młodą inhuman, w używaniu swoich umiejętności. Przedstawiona relacja agentki z dziewczynką, choć nie trwała długo, wyszła niezwykle naturalnie, a przy tym interesująco. W późniejszym etapie okazuje się, że Simmons przygotowywała nieczłowieka do walki z jednym z wojowników Lady Bahsy, po czym, jeśli by się dobrze spisała, miała zostać sprzedana. Przebieg samej potyczki również jest dosyć ciekawy. Spodobało mi się, jak Abby wykorzystywała swoje moce na różne sposoby, a finał konfrontacji, kiedy dosłownie zgniata serce swojemu przeciwnikowi jest całkiem emocjonujący.

Na przestrzeni dwóch epizodów ukazano nam także kilku nowych bohaterów. Pierwszym z nich jest Flint. W komiksach jest on jednym z nuhumans oraz posiada zdolność manipulowania ziemią. Pojawił się on na razie tylko w jednej scenie, aczkolwiek może mieć większe znaczenie w następnych odcinkach. Kolejną postacią jest niejaki Ben, nieczłowiek posiadający umiejętności telepatyczne. Póki co zrobił on na mnie dobre wrażenie. Używa on swoich mocy w ciekawy sposób, a także spodobało mi się jego zachowanie w trakcie przesłuchania Daisy i Jemmy. Mam nadzieję, że zostanie ciekawie poprowadzony.

Otrzymaliśmy też całkiem dużo akcji. Pierwsza walka odbywa się pomiędzy Quake a strażnikami Kree, natomiast kolejna między May i Sinarą, wspólniczką Kasiusa. Choreografia pojedynków stoi na sensownym poziomie, a muzyka, mimo że nie wpada tak bardzo w ucho, to jednak z zainteresowaniem ogląda się te potyczki przy niej.

Nie zabrakło miejsca na świetny easter egg. W trakcie lotu agentów, w okolicach Ziemi, kilkukrotnie zostaje użyta liczba 616, a w komiksach jest to numer głównego uniwersum Marvela. Jest to naprawdę dobry motyw, który bez wątpienia potrafi wywołać uśmiech na twarzy.

Oprócz tego, na końcu epizodu czwartego, powrócił Fitz i to w bardzo ciekawej roli. Z niecierpliwością oczekuje dalszego rozwinięcia jego aspektu.

Podsumowując, kolejne odcinki „Agents of S.H.I.E.L.D.” w dalszym ciągu utrzymują solidny, równy poziom, przez co z dużą ciekawością wyczekuje dalszego obrotu wydarzeń.

Oba odcinki otrzymują ode mnie jednakową ocenę 7/10.