Wraz z ostatnim odcinkiem „Agents of S.H.I.E.L.D” zakończył się wątek LMD, trwający od epizodu dziewiątego. O ile ostatnio narzekałem, że poszczególne odcinki nie prezentują wysokiego poziomu, tak ten epizod wywarł na mnie ogromne wrażenie. Było pełno zwrotów fabularnych, dużo akcji, a przy tym fabuła nie pozwalała się oderwać ani na moment i dzięki temu nie mogę się doczekać kolejnych epizodów. Nie obyło się bez kilku wad, jednak nie zmienia to faktu, jak satysfakcjonującym finałem wspomnianego wyżej aspektu okazał się być ten odcinek.
Większość epizodu skupia się na sytuacji kryzysowej wewnątrz organizacji szpiegowskiej. Na końcu „The Man Behind the Shield” twórcy chcieli nas przekonać, że Coulson, Mack, Daisy i dyrektor zostali podmienieni, jednak teraz okazało się, że nie Quake, tylko Fitz jest androidem. Był to niezwykle interesujący zwrot akcji, sam się go nie spodziewałem. Przez cały odcinek panują okoliczności, w których nie można nikomu ufać oraz nie wiadomo kto jest kim, co mnie ucieszyło, ponieważ bardzo lubię tego typu motywy. Aktorzy bardzo dobrze oddają emocje ludzkie przy takim stanie rzeczy, perfekcyjnie widać strach na ich twarzach, a także wolę przetrwania. Naprawdę dobrze zrealizowano pojedynek pomiędzy agentką Johnson, a Jeffreyem, do tego ciemna atmosfera bardzo pasuje i wspomaga klimat całego epizodu. Nie rozumiem tylko jednej rzeczy, po co stworzono małą armię maszyn, stworzonych na kształt Daisy, skoro nie mogą one odtworzyć jej mocy. Mam nadzieję, że niedługo otrzymamy jakieś wyjaśnienie.
Pojedyńcza sprawa, do któej mógłbym się przyczepić to zachowanie LMD, o wyglądzie May. To co mi nieodpowiadało to puszczenie niepodmienionych członków S.H.I.E.L.D wolno, a następnie jej poświęcenie dla nich. Rozumiem, że na początku faktycznie uważała się za człowieka i był to dla niej prawdziwy wstrząs, gdy poznałąa prawdę, jednak w jednym z wcześniejszych odcinków nie wahała się, aby wycelować broń w Phila, żeby tylko wypełnić swoje zadanie. Oprócz tego czy Holden nie mógł przygotować dla niej nowego oprogramowania, po to, aby uniknąć zaistniałej w tym epizodzie sytuacji. Mimo tego, cała końcowa przemowa fałszywej Melindy została naprawdę ładnie napisana, muzyka została świetnie dobrana, a przeplatające się sceny z ewakuującymi się agentami, również są dobrze zrealizowane.
W międzyczasie doszło, także do incydentu między doktorem Radcliffem, a AIDA. Maszyna uznała, że naukowiec stanowi zagrożenie dla, stworzonej przez niego, wirtualnej rzeczywistości, w związku z czym zabiła go. Szczerze, to już od początku tego dialogu można było się spodziewać finału tejże konwersacji. Co mi się, natomiast, podobało to fakt, że android nie uznaje ludzkości za zagrożenie, a wręcz przeciwnie, sama chce się stać bardziej ludzka. Na samym końcu epizodu udaje jej się uratować życie Superiora… i właściwie to nie mam pojęcia jak to opisać. Powiem tylko, że wydaje mi się to tak absurdalne, że aż ciekawe.
Najbardziej interesująca dla mnie, jednak była końcowa scena, w której Quake i Simmons wchodzą do Framework, w celu uratowania pozostałych agentów. Widzimy wiele, bardzo ciekawych elementów, przez które naprawdę wyczekuje następnych odcinków. Grant Ward nadal żyje i w dodatku jest razem z Daisy, Leo wysiada z kimś z auta, ale nie jest to Simmons, ponieważ Jemma w tej rzeczywistości jest martwa, córka Macka ewidentnie żyje, Coulson uczy w szkole (temat lekcji brzmi „Inhumans, why we fear them”, więc można się domyślić co będzie się działo dalej), a May pracuje… dla Hydry, która jak widać panuje nad światem. Mam nadzieję, że twórcy umiejętnie wykorzystają potencjał tego wątku oraz, że nie zostanie on ani zakończony za wcześnie ani przeciągnięty.
Reklama