Po miesiącu oczekiwania otrzymaliśmy kolejny odcinek serialu „Agents of S.H.I.E.L.D„, otwierający drugą część tego sezonu. Jak już wcześniej było wiadomo, w poprzednim epizodzie zakończył się wątek Ghost Ridera, a w tym rozpoczął się aspekt LMD (Life-Model Decoy). Powiem szczerze, że byłem rozczarowany, iż Robbie Reyes już najprawdopodobniej nie powróci do serialu, ale pisząc recenzje tego odcinka postanowiłem skupić się na tym czy odcinek sam w sobie daje satysfakcje z oglądania, nawet bez wprowadzonego w tej serii mściciela.
Epizod jest podzielony na dwa oddzielne wątki. Pierwszy z nich opowiada o ataku AIDA na bazę organizacji w celu zdobycia księgi Darkhold. Szybko udaje jej się przejąć kontrolę nad budynkiem, w związku z czym, agenci znajdują się pułapce i mają jeszcze większe trudności z powstrzymaniem androida. Przyznam, że osobiście lubię takie motywy, tylko problem polega na tym, że nie poświęcono temu tematowi na tyle dużo uwagi, aby stał się on angażujący dla widza. Poza tym sam rozwój sytuacji nie jest zbyt trudny do przewidzenia, więc to również nie działa na korzyść odcinka. Początkowo podchodziłem do tego aspektu negatywnie, ponieważ robot sprzeciwiający się ludziom to bardzo stereotypowy motyw (o czym nawet w tym odcinku wspominano regularnie), jednak wszystko się zmieniło na końcu odcinka, kiedy okazało się, że tak naprawdę za wszystkim od początku stał doktor Radcliffe i sam chciał on zdobyć książkę dla siebie. Spodobał mi się ten zwrot akcji, a do tego android ciągle zajmuje miejsce agentki May w szeregach agencji, więc jestem zainteresowany dalszym rozwojem sytuacji. Oprócz tego naprawdę dobrze wypadły też niektóre dialogi między postaciami, a także urzekła mnie gra aktorska Mallory Jansen w roli AIDA.
Druga część odcinka jest poświęcona nowemu nieczłowiekowi Vijayowi. Jest on bratem Ellen Nadeer, która w tej serii już zasłynęła swoim wrogim nastawieniem do inhumans, a teraz okazało się także, iż współpracuje ona z grupą Watch Dogs. Pani senator już miała pozwolić zabić swojego członka rodziny, jednak w ostatniej chwili przekonał on ją, aby tego nie robiła. Ta scena wypadłaby dobrze, gdybyśmy już wcześniej pokazano nam relacje między rodzeństwem, jednak jedyne co dostaliśmy na ten temat to parę zdań, więc oglądając tą sytuacje nie odczuwamy żadnych emocji. W międzyczasie drużyna składająca się z Quake, Simmons i dyrektora poszukuje nowego bohatera, żeby sprowadzić go do S.H.I.E.L.D. Naprawdę spodobały mi się interakcje między Daisy a Jeffreym i liczę na ich dalszą współpracę w kolejnych epizodach. Kiedy agenci docierają do kryjówki senator dochodzi do starcia z organizacją terrorystyczną, podczas której, nowo powstały inhuman, ujawnia swoją moc, którą jest super szybkość, czyli praktycznie to samo co w przypadku Yo-Yo z tego serialu albo Quicksilvera z filmu „Avengers: Age of Ultron„. Na końcu odcinka jednak, gdy ciało nieczłowieka zostaje wyrzucone do wody, widzimy, że po raz kolejny tworzy się wokół niego kokon Terrigenezy, więc kto wie, może stanie się jeszcze coś ciekawego. Wcześniej też Vijay stanął przed wyborem, czy pójść z agentami, z czego dwoje z nich także należą do rasy inhumans czy z siostrą, która wcześniej postanowiła go nie zabić tylko dlatego, że nie miał mocy i wsiąść do helikoptera z człowiekiem, który wcześniej przystawił mu broń do głowy. Trudny wybór, prawda? Nowy bohater ostatecznie decyduje się na tą drugą możliwość, bez większych wahań, po czym Ellen go zastrzeliła. Gdyby wcześniej powiedziano nam coś na temat ich relacji wyszłoby to o wiele mniej naciąganie. Dodatkowo, czy dzięki swojej super szybkości inhuman nie mógł po prostu odebrać senator Nadeer tego pistoletu? Nie wiem, może po prostu się tego nie spodziewał, ale to też wydaje mi się mało wiarygodne.
Oba te wątki mogłyby zostać poprowadzone dużo lepjej, gdyby poświęcić każdemu z nich osobny epizod, a tak, żaden z nich nie ma odpowiednio dużo czasu dla siebie, pezez co odcinek wyszedł po prostu nieciekawie.
Reklama