Kolejny odcinek Agents of S.H.I.E.L.D, kończący tę część sezonu, już za nami. Serial ten słynie (przynajmniej od drugiego sezonu) z tego, iż jedna seria opowiadała nam dwie główne historie. Jedna była prowadzona w pierwszej połowie sezonu, a druga w następnej. Kiedy kończył się początkowy wątek otrzymywaliśmy spektakularny epizod, trzymający w napięciu, zamykający dotychczasowe aspekty i otwierający nowe tematy. Teraz było tak samo, niestety odcinek nie zapewnił wrażeń ani przyjemności z oglądania na miarę półmetka sezonu. Właściwie to mogę go uznać za najgorszy epizod tej serii.
Głównym zadaniem agentów w tym odcinku jest powstrzymanie Elia Morrowa przed wysadzeniem połowy Los Angeles. Dowiedzieliśmy się w końcu czym antagonista kieruje się w swoich działaniach i muszę powiedzieć, iż jest to jedno z liczynych rozczarowań z tego epizodu. Cała jego motywacja polega na tym, iż był niedoceniany w swojej pracy i z tego powodu stał się mordercą i szalonym naukowcem. Wcześniej też, niemal zabił swojego bratanka. Przez cały ten sezon twórcy podkreślali to jak ważny dla braci Reyes jest ich wujek i to jak byli z nim związani. Można by się spodziewać, że Eli będzie miał poważne opory przed odebraniem życia synowi swojego brata, jednak wszystko co zrobił, aby do tego nie doprowadzić to to, że powiedział do niego „wracaj do domu”. To wszystko pokazuje jak słabo stworzono jego postać w serialu. Na końcu epziodu został on pokonany i razem z Ghost Riderem rozpłynął się w powietrzu. Jestem pewny, że Robbie nie zginął i jeszcze go zobaczymy. Ciekawi mnie co stanie się dalej z nim i z jego wujkiem, ale podejrzewam, że byłbym bardziej podekscytowany, gdyby powstrzymanie antagonisty odbyło się w bardziej efektowny sposób.
Przez około połowę odcinka mamy wątki poboczne poszczególnych bohaterów, od Macka i Elenę oraz ich wątku miłosnego, po kłótnie Coulsona z Jeffreyem, na temat tego jak powinien działać dyrektor S.H.I.E.L.D oraz na temat zaufania w drużynie. Co do pierwszego tematu, było widać już w trzecim sezonie, że planowano stworzyć więź między tymi postaciami, jednak twórcy nie skupiali się nad budową tej relacji już wtedy, a jedyne co dostaliśmy na ten temat, w tym sezonie, to informacja, że para pisała ze sobą oraz to, że byli razem na kolacji. W sprawie drugiego aspektu, nie mam do niego zbytnich zastrzeżeń, ale czy powstrzymanie groźnego terrorysty z mocami nie jest warte odłożenia innych, aktualnie mniej ważnych spraw, na dalszy plan, przynajmniej na chwilę obecną? Obaj agenci to profesjonaliści, czy jeden z nich nie powinien był powiedzieć czegoś takiego?
Ważną rolę w epizodzie odegrała także AIDA. Sceny z jej udziałem w czasie współpracy z agentami mi się podobały, jednak na końcu odcinka widzimy, że porwała ona agentkę May i zastąpiła ją kims innym, najpewniej stworzoną przez siebie maszyną. Robot sprzeciwiający się swojemu stwórcy, jak i innym ludziom jest bardzo stereotypowym motywem, o czym mówili nawet niektórzy bohaterowie, wspominając Ultrona. Szczerze to chętniej bym oglądał jak android doktora Radcliffe’a uczy się żyć wśród innych ludzi, a przy tym upodabnia się do nich.
Pomimo tego było kilka elementów w tym odcinków, które mi się spodobały: wspomniane wyżej sceny z AIDA, wiarygodna gra aktorska Gabriela Luny oraz momenty z perspektywy Yo-Yo, gdy używa ona swoich mocy. To wszystko, według mnie, zostało naprawdę dobrze zrealizowane.
Podsumowując, pomimo kilku dobrze zrobionych elementów, epizod ten można uznać za słaby i niesatysfakcjonujący półmetek sezonu.
Odcinek oceniam na 4/10
Reklama