„A gdy otworzył pieczęć drugą, usłyszałem drugą Istotę żyjącą, gdy mówiła: «Przyjdź!» I wyszedł inny koń – barwy ognia, a siedzącemu na nim dano odebrać ziemi pokój, by się wzajemnie ludzie zabijali…” Minęło już dziesięć lat, odkąd Wojna przybył na Ziemię, gładząc hordy potworów na naszych ekranach monitorów i telewizorów… Następnie nastąpił koniec świata dla jego „pracodawców”, ale na szczęście jeźdźcy zostali wskrzeszeni. Tym razem posłuchajmy opowieści o tym, co działo się przed wydarzeniami na Ziemi…
Dekadę temu studio Vigil Games wypuściło produkcję, którą ludzie pokochali od razu. To był przepis na sukces – gra, w której kierujemy jednym z jeźdźców apokalipsy, mordując hordy wrogów w stylu Kratosa lub Dantego, zwiedzając apokaliptyczny świat, rodem z baśni. Na sequel nie czekaliśmy długo. Druga część ukazała się w 2012, ale tym razem śledziliśmy losy nie Wojny, a Śmierci, otrzymując także nieco więcej elementów platformowych. Mimo wielkiego sukcesu, studio zostało niedługo potem zamknięte…
Wojna: Dwie wiosny temu, siostra nasza dostała swoją szansę… Szkoda wielka, że śladu po sobie większego nie zostawiła…
Radość na wieść, iż trzecia część powstaje, była ogromna! Niestety przygody Furii nie spodobały się każdemu, bo choć sama gra była całkowicie w porządku, tak zmiany, które nastąpiły w rozgrywce, były na tyle istotne, że odrzuciły niektórych fanów serii. Mimo tego ludność domagała się kontynuacji i prośby ich zostały wysłuchane…
Waśń: A teraz wkraczam ja! Cały na czarno! Bracie rozchmurz się, powspominajmy może stare czasy?
Wojna: Przybyłem tu, by służyć, a nie ulegać pokusom dobrej zabawy…
Tym razem pora na czwartego z jeźdźców, dzierżącego dwa pistolety, które z zamiłowaniem wykorzystuje do mordowania hord wrogów – Waśń. Nie będzie to jednak typowa przygoda. Airship Syndicate, czyli studio, które odpowiedzialne jest za tę część, postanowiło wprowadzić nieco świeżości do serii i ukazać ją z perspektywy izometrycznej, przez co momentami możemy poczuć się, jak byśmy grali w Diablo czy innego Hack & Slasha.
Wojna: Lecz chętnie bracie. Przyda nam się odpoczynek, a warto przypomnieć sobie przygodę, którą dane nam było wspólnie przeżyć.
Waśń: No i widzisz? Jak chcesz, to potrafisz!
Niestety tym razem także nie dowiemy się, co stało się po wydarzeniach z jedynki, gdyż Genesis jest tylko prequelem. Natomiast dane nam jest wcielić się w dwójkę bohaterów, jednocześnie lub w kooperacji – zarówno internetowo, jak i kanapowo.
Waśń: Bracie. Uwielbiam z Tobą pracować! Nawet kiedy udajesz, że nie sprawia Ci to frajdy.
Co-op to rewelacyjny dodatek. Całą grę przeszedłem we współpracy ze swoją drugą połówką i mieliśmy przy tym mnóstwo zabawy. Wyżej porównałem Darksiders do jednej z pozycji Blizzarda, jednak pod względem gameplayu, całość prezentuje się nieco inaczej. Można wręcz rzec, iż otrzymaliśmy slasher z nieco innej perspektywy. Mechaniki rozgrywki nie są skomplikowane, opierają się głównie na atakowaniu, unikaniu, skakaniu i zmianie broni/ataków.
Wojna: Niechętnie to przyznaję, ale świetnie się z Tobą bawię, bracie. Cieszę się, że pokazałeś mi jak czerpać radość z naszego powołania.
Plusem tej prostoty jest to, że nie trzeba zbyt wiele czasu, aby kogoś wdrożyć w temat. Wystarczy chwila, aby już poczuć się nieco swobodnie i wspólnie przechodzić coraz to kolejne etapy, poszukując Lucyfera w różnych zakątkach wszechświata.
Waśń: Ależ tu pięknie! Wojna! Nie ruszamy się stąd.
Wojna: Kiedyś przyjdzie Ci zapłacić za twe lenistwo. Zapamiętaj me słowa…
Tym razem zrezygnowano z „otwartego” świata, a między poziomami poruszać się będziemy w specjalnie przeznaczonym do tego miejscu. Nie martwcie się, że będziecie musieli bez końca przemierzać tak samo wyglądające lochy. Lokacje są bardzo różnorodne i są niezwykle klimatyczne. Szkoda, że w tym przypadku nie możemy ich podziwiać w ten sam sposób, co w poprzednich częściach. W trakcie podróży odwiedzimy nie tylko piekło, ale i niebo, a gdy zechcemy odpocząć, to możemy się udać na…
Waśń: ARENA! W końcu miejsce, w którym mogę się wyszaleć! Ależ będzie jatka!
Dokładnie! W międzyczasie możemy próbować swoich sił na arenie, na której zgarnąć możemy różne bonusy, które wspomogą naszych bohaterów w rozwoju. Nie spodziewajcie się, że znajdziecie tu jakieś nowe dodatki do ekwipunku, gdyż takowego po prostu nie ma.
Wojna: Coś Cię trapi? Wyglądasz na nieco przygnębionego…
Waśń: Mój skarb! Gdzie jest mój obiecany skarb!? GDZIE!?
Brak lootu może stanowić w tym przypadku zarówno wadę, jak i zaletę. Z jednej strony brakuje tu różnorodności, a fanatycy customizacji swoich postaci poczują się zawiedzeni, a z drugiej – oszczędzamy mnóstwo czasu na porównywaniu danych części zbroi czy broni, skupiając się głównie na rozgrywce.
Waśń: Ale pociski to czadowe tu znalazłem. Patrz Wojna – mam laser!
Żeby jednak nie było zbyt nudno, to Waśń i Wojna mają do dyspozycji kilka rodzajów ataków. W przypadku tego pierwszego są to pociski o odmiennych właściwościach. Jedne mogą podpalać, drugie tworzyć portale, a jeszcze inne pozwolą nam generować laser, który wygląda jak mroczna wersja Kamehameha! Jeżeli chodzi o drugiego z braci, ten ma do dyspozycji różnorodne ataki swoim mieczem. Wszystkiego jest tu tyle, aby rozgrywka nie była zbyt monotonna, także nie ma powodów do obaw – nie znudzi wam się to ciągłe mordowanie.
Waśń: O panie! Jaki paskudny bydlak! Szybko się nim zajmijmy.
Poza standardowymi mobami, czasem musimy zmierzyć się z nieco potężniejszymi bossami. Ze względu na specyfikację gry nie mamy co spodziewać się wielce rozbudowanych bitw, jednak twórcy postarali się, aby jak najbardziej urozmaicić nam te walki, czyniąc je nieco bardziej specjalnymi.
Vulgrim: Witajcie Panowie! Nie zechcielibyście czegoś zakupić?
Waśń: Zaś znowu Ty, Vulgrimie…
Powraca Vulgrim! Choć ekwipunku u niego nie zakupimy, to jednak posiada on kilka przedmiotów, które na pewno nam się przydadzą. Chodzi tu o rzeczy, które albo zwiększą nasz pasek zdrowia/gniewu, albo dodadzą jedną miksturę leczenia więcej. Znajdą się także nowe pociski/ataki czy rdzenie, czyli coś ala punkty rozwoju, by to być jeszcze potężniejszym. A co! We wczesnym etapie gry dojdzie jeszcze sklep DiS, gdzie znajdziemy kilka dodatkowych combosów dla naszych jeźdźców.
Wojna: Cóż za przepiękna sztuka! Któż odpowiada za te arcydzieła?
Waśń: Te obrazy są zapewne warte fortunę!
Wojna: Ani mi się waż…
Poza kilkoma filmami w CGI, cała historia opowiedziana jest za pomocą klatkowej animacji, na której potrzeby powstały niesamowite ilustracje. Strefa artystyczna Darksiders od samego początku stała na piekielnie dobrym poziomie, zadowalając nasze oczy narysowanym światem stworzonym przez Joego Madureiera (jego prace możecie podziwiać m.in. TUTAJ). Czasem można się poczuć, jakby oglądało się interaktywny komiks. Jeżeli myśleliście ostatnio o zmianie tapety na komputerze/telefonie, to być może któraś z grafik koncepcyjnych wpadnie wam w oko.
Waśń: Wojno! Jak dobrze Cię słyszeć! Widać, żeś w dobrej formie.
Wojna: Dziękuję Ci bracie, jednak nie mogę tego samego powiedzieć o Tobie… Coś niewyraźnie dziś wyglądasz.
Jeżeli już skończyliśmy zachwycać się obrazem, to pora na dźwięk, który tylko potęguję „epickość” całej tej Darksidersowej otoczki. Utwory są bardzo klimatyczne i choć czuć w nich „mrok”, to nie zdecydowanie nie brak im rytmiki. Ścieżka dźwiękowa wpada w ucho, ba, nawet w trakcie pisania tego tekstu mam załączony soundtrack! Pozytywnie też się mogę wypowiedzieć na temat polskiej lokalizacji tego tytułu, gdyż ta robi robotę! Panowie Reczek i Konarski świetnie odgrywają głównych bohaterów. W dzisiejszych czasach poprawny dubbing to rzadkość, także ukłon w ich stronę się należy.
Niestety nieco negatywnie muszę się wypowiedzieć o samej optymalizacji produkcji. Gra potrafi się momentami nieco przyciąć, stracić kilka klatek, czy najzwyczajniej w świecie zbugować (najczęściej widać to przy skokach). Nie są to elementy, które jakoś znacząco wpływają na rozgrywkę, ale zdarzają się dosyć często, także pozostawia to pewien niesmak.
Wojna: I co bracie? Warto było?
Waśń: Pomimo kilku tych porażek… zdecydowanie.
„Przemeblowanie” wyszło tej serii na plus. Nie ma mowy o odgrzewanym kotlecie. Tym razem naprawdę się udało i w połączeniu z niską, jak na nowy produkt, ceną mam nadzieję, iż ogłoszenie kolejnej części to tylko kwestia czasu. Wszakże wszyscy chcemy otrzymać kontynuację jedynki, prawda? Z wielką chęcią ujrzałbym także pełnoprawny tytuł o Waśni z gameplayem rodem z Devil May Cry. Dla mnie byłby to murowany sukces, ale marzyć zawsze warto.
Darksiders: Genesis to świetny tytuł, który wciągnie was swoim klimatem i prostą, ale satysfakcją rozgrywką. Dla fanów serii to obowiązek, a dla pozostałych gra, której warto dać szansę i pomóc jeźdźcom odnaleźć tego Lucyfera. Szczególnie że teraz możemy to zrobić nawet w toalecie! Wszakże niedawno premierę miały wersje konsolowe, w tym na Nintendo Switch. Czad!
Kopię do recenzji dostarczyło Koch Media Poland, któremu serdecznie dziękujemy. Odwiedźcie ich profil, zostawcie po sobie ślad, szczególnie że coraz więcej dobrych tytułów wychodzi u nas za ich pośrednictwem.
„Wolałbyś służyć Niebiosom, czy rządzić w Piekle…?”
Reklama