Główna seria II Wojny Domowej w Marvelu zdecydowanie nie była dziełem, na które warto zerknąć. Przyniosła ona Bendisowi jeszcze więcej złej sławy niż dotychczas. Historia miała wiele błędów, a przy tym była zwykłą nawalanką po mordach, która próbowała być poważnym dziełem dramatycznym, któremu to niestety nie wyszło. Tymczasem jako jeden z tie-inów wchodzi ona, cała na biało: Ms. Marvel od Willow Wilson. Opowieść głównie o trudach dorastania, tolerancji i problemach z własną osobowością.
TUTAJ KUPISZ KOMIKS
Pragniemy podziękować wydawnictwu Egmont za udostępnienie nam komiksu do recenzji!
Motywem przewodnim i zapałką, która spowodowała wybuch beczki z prochem głównego konfliktu między Kapitan Marvel i Iron Manem był Ulysses, czyli chłopak, który przewiduje prawdopodobną przyszłość. Marvelka stanęła po stronie tego, że powinno się przestępstwa likwidować jeszcze przed ich popełnieniem, a Stark, wiadomo, był zupełnie odmiennego zdania.
Historia dzieje się między wydarzeniami z serii Bendisa i opowiada o tym, jak Ms. Marvel dowodziła drużynie stworzonej przez Carol Danvers, mającej za zadanie zapobiegać przestępstwom, zanim się one wydarzą.
Na razie, abstrahując od linii fabularnej związnej z CWII, chciałbym omówić to, co lubię w Ms. Marvel najbardziej, czyli obyczajówkę i to, jak Wilson potrafi wpasować się w młodzieżowe klimaty.
Zaczyna się od konkursu międzyszkolnego, w którym Kamala z przyjaciółmi musi walczyć o zdobycie stypendium na studia. Później dostajemy jej rozterki z chłopakiem i częściowe tarapaty ze znajomymi, a do tego poniekąd reakcje rodziny na dziwne zachowania dziewczyny w ostatnim czasie. Między to wszystko wplatane są flashbacki z czasów, kiedy jej rodzina musiała wyjechać z Indii do Pakistanu oraz pomniejsze wspomnienia związane z chłopakiem, który bardzo wpłynie na Kamalę w trakcie komiksu.
Oczywiście znajdziemy tutaj nawalanki po mordach, ale nie o to chodzi w całym runie Willow. Najważniejesze jest przesłanie. Pierwsze kilkanaście zeszytów poświęcone było poszerzaniu wiedzy o religii islamskiej, a także problemowi rasizmu w stronę osób innego wyznania, koloru skóry lub przekonań.
Teraz za to, Wilson porusza temat braku własnej tożsamości, która jest wśród młodzieży bardzo powszechna. Powiedziałbym nawet, że jest chorobą cywilizcyjną XXI w. Kamala sama nie wie, czy definiuje ją bycie bohaterką, czy po prostu milusią dziewczyną z sąsiedztwa, która wyniesie śmieci, powie dzień dobry na klatce, a później wróci i odrobi zadanie domowe z pszyrki.
To wszystko może się wydawać mdłe, oklepane i na siłe próbujące ruszać tematy, które otaczają młodzież, ale nie są w stanie przedstawić ich tak, jakimi faktycznie są. Tak nie jest, a sytuacja jest wręcz odwrotna. Tym razem dostajemy ciekawie rospisaną fabułę, nowe miejsca i postaci, które wpływają na merytoryczny charakter historii.
Mówi się, że Brian Michael Bendis to mistrz dialogów. Po przeczytaniu Civil War II można się szczerze zastanowić, czy to aby na pewno prawda, ale ja nie o tym. Willow Wilson daje nam wrażenie, że historia opowiada o prawdziwej nastolatce, takiej typical Kasi (imię wybrane losowo), rówieśniczki, z którą widujecie się na co dzień w szkole. Potrafi ona napisać dialog zawierający autentyczne zwroty, których używa dzisiejsza młodzież (i szacun dla Anny Tararskiej, która elegancko to przełożyła na nasz język!). Uwierzcie mi na słowo, wiem jak mówi młodzież, bo sam należę jeszcze do jej społeczności.
Tutaj chciałbym przejść do mojej sentencji związanej z eventem, ponieważ zauważyłem, że nastoletnia Kamala zachowuje się w tym tie-inie poważniej i o wiele dojrzale niż 30 letnia – na oko – kobieta. Dziewczyna ma realne powody, aby dołączyć i pomagać Marvelce w jej działaniach, no bo halo, to w końcu jej największa idolka, która niesamowicie wpłynęła na jej życie.
Oczywiście w końcu rezygnuje ona z pracy dla bohaterki o totalitarnych zapędach. Kamala idzie dalej naprawiać swoje życie i wyruszyć w podróż (która związana jest z problemem tożsamościowym, o którym pisałem). Powody tego wszystkiego, mimo że dość samolubne i oklepane nadal wydają się bardziej ambitnym produktem niż główne motywacje Kapitan Marvel zaserwowane nam przez Bendisa.
Głównym minusem tego komiksu jest brak wyraźnie nakreślonego złoczyńcy. Niby mamy pewną dziewczynę, z którą na chwilę zmierzy się Kamala, ale to tak nieznacząca i mało charyzmatyczna postać, że szkoda gadać.
Porównując te dwa produkty fabularnie, Civil War II jest kiepskim cukierkiem z czekolady o chemicznym posmaku, zapakowanym w ładny papierek. Za to Ms. Marvel jest cudownym cukierkiem wypełnionym pysznym nadzieniem i przepięknie zdobionym papierkiem.
Co ciekawe, będąc szczerym, ten komiks nie był najlepszym z runu Wilson, ale warto go przeczytać, co możecie zrobić nawet bez znania głównego eventu i poprzednich tomów. Cały komiks jest na tyle samowystarczalny, że można sięgnąć po niego z wiedzą zaczerpniętą z tej recenzji.
Nie możemy zapomnieć również o drugim najważniejszym czynniku, na który składa się komiks, czyli rysunki. Cały ten tom rysowali: Adrian Alphona, Takeshi Miyazawa oraz Mirka Andolfo. Każdy z nich narysował bodajże po 2 zeszyty.
Możecie się teraz troszkę skonfundować i stwierdzić, że zbyt bardzo przeszkadzałyby Wam różnice w stylistyce każdego autora.
Chciałbym Was uspokoić, ponieważ ja sam, bardzo wyczulony na takie przemiany artystów nie czułem żadnego dyskomfortu spowodowanego zmianami rysunków. Żeby tego było mało, są one genialne. Każdy autor trafia w mój gust, a ich twory to naprawdę – trochę hiperbolizując – małe dzieła sztuki, zwłaszcza te pokazujące flashbacki z pakistanu. Jedyne, do czego mogę się przyczepić to do niektórych twarzy i proporcji ciał, które wyglądają dziwnie i czasami psują odbiór wizualny całości.
Jak wyżej pisałem, chcę pogratulować Annie Tararskiej za wykonanie świetnej roboty tłumaczeniowej, dzięki której dialogi naprawdę brzmią, jak rozmowy polskiej młodzieży. Z niektórych nie jestem dumny, ale tak to właśnie jest, drodzy państwo.
Podsumowując: Jest to komiks obyczajowy, który popularyzuje problemy naprawdę dziejące się wśród młodzieży. Przy tym też uczy, ale i bawi, bo zawiera jednak w sobie tę superbohaterszczyznę. Najlepiej w ogóle nie traktować tego, jak odnoga II Wojny Domowej, tylko oddzielną historią, która naprawdę nie zawiera wiele z głównego eventu i można do niej podejść ze szczątkową wiedzą zawartą w tej recenzji, która jest bardzo udana.
Rysunki są na wysokim poziomie, z wyjątkiem kilku mankamentów w postaci niektórych proporcji i dziwnych ciał.
Przeszkadzać mogą też różnice w stylu rysowania, ponieważ artyści często się zmieniaja, chociaż nawet mimo tego, nie było do dla mnie uciążliwe.
TUTAJ KUPISZ KOMIKS
Wydawnictwo: Egmont
8/2019
Liczba stron: 132
Format: 16.7×25.5cm
Oprawa: miękka
Papier: kredowy
Druk: kolor
ISBN-13: 9788328142046
Cena z okładki: 39,99
Reklama