blank

Legends of Tomorrow S01E10 „Progeny” – recenzja

Po raz drugi wyruszamy wraz z załogą Waveridera w przyszłość. Tym razem jest to zamierzony cel podróży. Zdaniem Ripa Huntera, Vandala Savage’a pokonać można tuż przed tym gdy ten obejmie władzę nad światem. Ale czy aby na pewno?

Okazuje się, że w 2080 r. wielkie korporacje zaczęły wypierać państwa, toteż w 2147 r. na Półwyspie Bałkańskim znajduje się Kasnia Conglomerate, do której to przybywają Legendy Jutra. Przyszłość mimo niewielkiej liczby panoram krajobrazowych, wygląda całkiem dobrze. Podobnie jak wątek Raya Palmera oraz jego Atomówek. Założeniem Atoma, już od pilotażowego odcinka, było jak najlepsze zapisanie się w historii. Wydawać by się mogło, że cel został osiągnięty, lecz niestety (jak się później okazało) protoplastą firmy został jego brat. Nic więc dziwnego, że w kolejnym odcinku znów zaczął wykazywać się heroizmem, ale o tym w przyszłej recenzji.

Ukochana Palmera, Kendra, doznaje (co prędzej czy później musiało nastąpić) coraz więcej przebłysków ze swych poprzednich żyć. W jej retrospekcjach największą bolączką jest Hawkman, którego rola sprowadza się właściwie jedynie do całowania miłości swego życia/swych żyć. Wspomnienia te sprawiły, iż Hawkgirl uświadomiła sobie, że bycie związaną z jednym mężczyzną przez 206 wcieleń może być nużące, toteż zdeklarowała się na związek z Ray’em.

Co zaś tyczy się głównego wątku epizodu… Rip Hunter po raz kolejny odniósł porażkę. Ponadto przyśpieszył to co nieuchronne, Tor Degaton ginie z ręki własnego syna, Vandal Savage obejmuje władzę, a za kilka lat wypuści śmiercionośny wirus Armagedon. Myślę, że nikt z widzów ani przez chwilę nie miał wątpliwości czy kapitan Waveridera zabije Pera Degatona. Swoją drogą, ten dzieciak w kilku scenach zaprezentował więcej charyzmy aniżeli Hunter we wszystkich dotychczasowych odcinkach. Niestety, będąc zmanipulowanym przez Savage’a, a następnie przez niego zgładzonym, nie zapisze się szerzej w serialowym uniwersum; chyba, że linia czasowa znów ulegnie zmianie, wszystko zależy od tego kiedy (w którym roku) ostatecznie adwersarz sezonu zostanie pokonany.

Jako że w poprzednich epizodach Stein, Jax i Sara mieli nieco więcej czasu antenowego, w Progeny otrzymują mniej szans by zabawiać nas na ekranie. Bynajmniej nie wcielają się jedynie w rolę statystów. Duch drużyny jest coraz bardziej odczuwalny, każda z postaci jest odpowiednio rozwijana. Po raz kolejny pochwała dla Snarta, który permanentnie rozluźnia atmosferę.

Epizod jak najbardziej na plus, jednakże znów nic nie wynikło dla ogólnej linii fabularnej. Zabawa w kotka i myszkę póki co jest zwycięska dla Vandala Savage’a, co więcej, Legendy Jutra muszą stawić czoła kolejnym najemnikom, którzy zostali wysłani przez Władców Czasu.

Ocena recenzenta: 7/10

Piotr "Batplay" Nowak
Recenzent na portalu flarrow.pl. Odpowiedzialny za omówienie i krytykę serialowego uniwersum DC. Historyk z wykształcenia, lubi spędzać czas na planach filmowych, okazjonalnie Dj. Zainteresowany również sportem, zdrowym trybem życia; uczestnik biegów surwiwalowych.