blank

Dlaczego “Justice League” jest nalepszym do tej pory filmem z Supermanem

„Justice League” dopiero co wszedł na ekrany kin, oferując wyższy poziom niż poprzednie produkcje DC Extended Universe. Jest jednak coś, co można śmiało nazwać ogromnym sukcesem – film wreszcie dostarcza nam takiego Supermana, o jakim zawsze marzyliśmy.

ARTYKUŁ ZAWIERA SPOILERY ! ! ! CZYTASZ NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ ! ! !

Wczesne zwiastuny oraz spoty telewizyjne ujawniły jeszcze przed premierą, że film będzie miał o wiele lżejszy ton i więcej dobrego poczucia humoru niż jego poprzednicy. Prawie że do czasu samej premiery nie ujawniono, czy postać Supermana w ogóle się pojawi. Na krótko przed premierą ujawniono materiał filmowy, gdzie można by się domyślać, że chodzi właśnie o Człowieka ze Stali (tak, mam na myśli tę scenę z Alfredem). To właśnie jeden z największych atutów filmu, który, pomimo tak wielkiej produkcji, pominięto przy promocji, co – rzecz jasna – sprawiło, że DC wreszcie prawidłowo ukazało postać Supermana.

W jaki sposób? Jest kilka powodów. Zaczęło się oczywiście od pierwszej sceny. Dla niektórych widzów może wydawać się ona zbędna. Ci mniej cyniczni powinni docenić wysiłek sprowadzenia wizerunku wybawcy do rangi bohatera. Kogoś, kogo ludzie podziwiają, aniżeli kogoś wszechmogącego, kto spogląda na nich z nieba. Postać nam bliższą, przyziemną.

To nadaje tonu już na samym początku, ponieważ „Justice League” chce dać Ci coś, z czym możesz się utożsamiać. To właśnie prowadzi nas do wielkiego powrotu Supermana. Lidze udaje się wskrzesić go przy pomocy jednego z Mother Box. Następnie dochodzi do epickiej konfrontacji Ligi Sprawiedliwych z ich sojusznikiem. Ten Superman nie jest do końca sobą, jest zdezorientowany, w końcu niecodziennie wraca się do żywych.

Superman ściera się z całą Ligą Sprawiedliwych, pokazując jaką ogromną moc posiada i co może zrobić, jeśli straci nad sobą kontrolę. Tutaj pojawia się kilka zabawnych momentów, jak scena z Flashem, próbującym pomóc przyjaciołom, nagle spostrzegającym, że pomimo tak ogromnej prędkości Superman jest w stanie go dostrzec. To wszystko wydaje się jaśniejsze przy kolejnej scenie, gdzie Superman zatrzymuje Batmana, dławi go i stwierdza: „Nie pozwolisz mi żyć, a teraz nie pozwolisz mi umrzeć”, po czym uderza Nietoperza jak worek pełen cegieł i dodaje: „Do you bleed?”. Prawdziwa wisienka na torcie.

Niedługo po tej scenie fani zobaczą, że Superman również ma serce, kiedy ponownie spotyka się z Lois i jego matką Martą. Ten Superman ukazuje w sobie nowo odnaleziony spokój, coś, z czym postać walczyła w poprzednich filmach. Bez chwili wahania ponownie objął rolę obrońcy, mniej martwiąc się o to, jak inni go widzą i bardziej koncentrując się na tym, co robi, aby pomóc.

Zapewnia to idealne zestawienie postaci z prawdziwym powrotem do formy, kiedy dołącza do Ligi, by walczyć ze Steppenwolfem. Pojawiający się Superman emanuje spokojną pewnością siebie, bez bagażu widocznego w „Man of Steel” czy „Batman v Superman”. Pewnie, że te wątpliwości i uczucia mogą wciąż w nim być, ale kiedy ma na sobie kostium, on tylko zajmuje się wykonywaniem pracy, a także przynosi niewzruszoną wiarę innym, że mogą także wykonywać tę pracę.

Superman w „Justice League” zachowuje się tak, jakby wyszedł z komiksu, wykorzystując swoją ogromną moc, jednocześnie stawiając innych ponad siebie. Właśnie o to zawsze dbał Superman i dopiero teraz po raz pierwszy w erze DC Extended Univese fani wreszcie połączyli się z ikoną, którą chcieli przez cały czas.

Możesz ocenić sam/sama Supermana, ponieważ „Justice League” jest właśnie emitowany w kinach. Gorąco polecam!