blank

Fanfiction Lucifer. Rozdział 3

Zapraszam na rozdział 3 „Hi, it’s Devil”


-Okej, więc… – zaczął Lucyfer, kiedy razem z Trixie wjechali windą do jego apartamentu. Zanim jednak zdążył cokolwiek dodać, dziewczynka zaczęła biegać po mieszkaniu.

-Super! – krzyknęła.

-Jasne. Dobra. Rozgość się… – powiedział z rezygnacją, podchodząc do barku. Wyjął szklankę i nalał do niej szkockiej.

-Nienawidzę dzieci – mruknął pod nosem, unosząc szklankę do ust.

-Lucyferze, patrz, co znalazłam! – zawołała radośnie Trixie trzymając w rękach ostrza Maze.

-Jasna cholera – zaklął Diabeł, błyskawicznie odstawiając szkocką i ostrożnie rozkładając ręce, uśmiechając się przy tym nerwowo.

-Odłóż to, dziecko – powiedział zbliżając się do dziewczynki i wyrwał jej ostrza z rąk.
Trixie spojrzała na niego smutnymi oczami.

-W porządku – zaczął Lucyfer. – Ustalmy zasady, zgoda? Po pierwsze: nie dotykamy niebezpiecznych rzeczy wykutych w Piekle. Dobrze?

-Nie są z Piekła – zaśmiała się dziewczynka.

-Zdziwiłabyś się – westchnął Lucyfer. – Po drugie…

Usłyszał sygnał otwierającej się windy, więc przerwał i odwrócił się w tamtą stronę.
Z windy wyszła Maze.

-Kto to? – zapytała Trixie, a Lucyfer spojrzał na nią z lekkim zażenowaniem. To, co teraz było mu nie na rękę, to aby Maze przyłapała go z dzieckiem.

-Nigdy nie pukasz Maze? – spytał.

-Twoje przyjaciółki są coraz gorsze – stwierdził demon.

-Nie jest moją przyjaciółką – bronił się Lucyfer.

-Ale mnie lubi! – krzyknęła radośnie Trixie.

-Co?! Wcale nie… W porządku – powiedział, podchodząc do dziewczynki i, łapiąc ją pod pachy, przeniósł ją na kanapę i dał jej pilota. – Proszę bardzo. Zajmij się sobą.

Maze nie mogła powstrzymać śmiechu.

-Myślałam, że nie lubisz dzieci.

-Bo nie lubię – powiedział ostro Lucyfer. – Gardzę dziećmi.

-Więc co ona tu robi?

-To dziecko Detektyw.

-Zajmujesz się potomstwem Chloe?! – zaśmiała  się Maze.  – Ty?! Książę Ciemności?

-To nie jest śmieszne, Maze.

-Dla mnie jest – stwierdziła.

-Więcej szacunku – powiedział ostro, zbliżając się do demona, a oczy Lucyfera na ułamek sekundy błysnęły na czerwono. – Nie zapominaj, kto tu jest Diabłem.

Maze skinęła głową, wciąż nie mogąc zachować się poważnie.

-Nie ja tu robię za niańkę – stwierdziła.

-Nie robię za niańkę – powiedział ostrym tonem, uważnie akcentując każde słowo.

-Akurat – powiedziała i, po krótkiej przerwie, dodała. – Dobrze ci radzę, skończ z tym. Zmieniasz się.

-Może to moja prawdziwa natura, nie pomyślałaś o tym? – zapytał sięgając po szkocką. Maze chwyciła go za rękę, a Lucyfer spojrzał na nią zdenerwowany.

-To – powiedziała wskazując na Trixie. – To nie jesteś ty.

-Dobrze więc – powiedział łagodnie, unosząc rękę, którą wyszarpał z uścisku demona. – Poproszę cię, żebyś wyszła, Maze. I zabierz ze sobą swoje zabawki.

Maze spojrzała na niego wyzywającym wzrokiem. Lucyfer uniósł brwi. Ta krótka, na pozór nic nie znaczącą, wymiana spojrzeń, była dla Maze jednoznaczna.

-Dobra – stwierdziła. – Nie widzisz problemu, znajdę kogoś kto ci go pokaże.

-Czyżby? – zapytał.

-Nie zastanawiałeś się, dlaczego Chloe nie reaguje na twój urok.

-Oczywiście, że się zastanawiałem.

-I nic z tym nie robisz?

-Pracuję nad tym – powiedział i w tym momencie na jego twarzy pojawił się uśmiech.  – Właśnie podsunęłaś mi genialny pomysł, Maze – stwierdził uradowany.

-Naprawdę?

-Tak – przyznał i sięgnął po drugą szklankę i butelkę szkockiej, po czym ruszył w stronę Trixie.  – Witaj – powiedział czarującym tonem, rozkładając szklanki na stoliku i nalewając do nich szkockiej, po czym jedną z nich podał dziewczynce.  – Porozmawiajmy o twojej mamie, dobrze?