W ubiegłym tygodniu do grona telewizyjnych herosów dołączył James Olsen, działający jako Guardian. W dużym stopniu najnowszy odcinek Supergirl rozwija jego wątek. Epizod rozpoczyna się flashbackami, które w moim mniemaniu są zawsze interesującymi zabiegami w przedstawianiu historii. Flashbacki nadają opowieści dynamizmu, a sam widz od pierwszych minut wciągany jest w wir akcji. Nowy dyrektor CatCo Worldwide Media zaledwie raczkując w superbohaterskiej misji, już napotyka pewne problemy. Na jego drodze pojawia się naśladowca, który niczym marvelowski Punisher, postanawia na własną rękę wymierzać sprawiedliwość, pośrednio podszywając się pod Guardiana. Ostatecznie James Olsen w duecie z Winnem Schottem rozprawia się z Philipem Karnowsky’m. W całej tej historii mamy przynajmniej dwa ważne wątki, zaserwowane przez scenarzystów. Pierwszym z nich jest ponowna dysputa, która na przestrzeni ostatnich dwóch lat dość silnie zaznaczyła się w produkcjach superbohaterskich; jest nią odwieczny dylemat czy bohater/superbohater/heros/mściciel powinien zabijać. Jest to temat rzeka, lecz dla Guardiana stanowi swoistą obietnicę, że jego bohater nie będzie parał się mordem. Drugim wątkiem są osobiste motywacje mściciela. Co właściwie jest impulsem by stać na straży sprawiedliwości? Czy jest to chęć pomagania innym, będąc zapatrzonym w swoich idoli, jak ma to miejsce w przypadku Jamesa Olsen czy personalna zemsta, którą posłużył się Karnowsky? Okazuje się, że widz sam powinien znaleźć odpowiedzi na owe pytania, gdyż trudno jest postrzegać sprawiedliwość w sposób obiektywny.
To co wyróżnia drugi sezon Supergirl od pierwszego, jest jego dopracowana wielowątkowość. Tym samym rozwinięta zostaje historia przedstawiona w cliffhangerze z epizodu Changing. Mon-El zostaje przechwycony przez wciąż tajemniczą organizację Cadmus, jako przynęta dla pojmania Kary. Sama nazwa instytucji pochodzi od bohatera mitów tebańskich. Kadmos, będąc bratem Europy, wyruszył by odbić ją z rąk Dzeusa. W międzyczasie założył miasto Teby, pokonując przy źródle Aresa smoka. Z zębów potwora „wyrosła” armia, lojalna wobec Kadmosa. Jego uczynek nie obył się bez interwencji bogów. Rozwścieczony Ares zmusił młodego herosa do ośmioletniej służby; ostatecznie podarował mu swoją córkę, zrodzoną z Afrodyty, Harmonię. Wersja mitu podana przez Nonnosa z Panapolis na drodze Kadmosa stawia samego Tyfona. Tebańczyk jednakże nie zabija bestii. Jak zatem nazwa organizacji ma się do tebańskiego herosa? Zdaniem Lillian Luthor wspólne jest jedynie zabijanie potworów. Któż wie do czego jest zdolna matka Leny i Lexa. Jej działalność poskutkowała wskrzeszeniem Hanka Henshawa w postaci Cyborg Supermana, przetrzymuje Jeremiaha Danversa i wreszcie czym jest Projekt Meduza? Niewątpliwie w epizodzie otrzymaliśmy więcej kolejnych pytań, aniżeli odpowiedzi. Sam Jeremiah zachowuje się dość kontrowersyjnie. Dlaczego nie uciekł wraz z Karą i Mon-Elem? Co go trzyma w siedzibie Cadmus? Jak przeżył tam 15 lat? Odpowiedzi na te pytania otrzymamy zapewne dopiero po crossoverze.
Kolejnym wątkiem jest nie najlepsza dyspozycja Martiana Manhuntera. Przy pomocy Alex dowiaduje się prawdy o M’Gann, która okazuje się być Białym Marsjaninem. J’onn J’onzz nagle zapominając o uczuciu jakie żywił do swej krajanki, po spektakularnej walce postanawia zamknąć ją w celi. Mnie osobiście przekonuje M’Gann i jej niewinna osobowość. Dlaczego zatem Hank postanowił wkroczyć na wojenną ścieżkę? Czy rany zadane na Marsie przez jej podobnych, nigdy nie zabliźnią się, a Zielony Marsjanin będzie doszukiwał się zemsty? Będę wyczekiwał „zmiany” jaka dokonuje się w ciele Manhuntera. Kolejny dobrze zapowiadający się wątek.
Na koniec wreszcie wątki obyczajowe. Zastanawiałem się dlaczego nie kontynuuje się motywu miłosnego pomiędzy Kara a Jamesem oraz czy Mon-El zainteresuje się Kryptonką. Niestety na pierwsze pytanie nie otrzymałem jeszcze odpowiedzi, lecz ku mojemu zadowoleniu najwyraźniej Daxamitanin (jeśli źle odmieniłem deklinacyjnie, proszę o wybaczenie) zadurzył się w Kryptonce. Pomiędzy Chrisem Woodem a Melissą Benoist czuć „aktorską chemię”. Ich postacie dobrze razem wyglądają na ekranie, życzę tej relacji jak najlepiej.
Poprawność polityczna, wręcz przymusowe wcielanie do produkcji superbohaterskich reprezentantów odmiennych upodobań seksualnych, różnych ras czy wyznań religijnych, wywołuje u mnie raczej negatywne emocje. Jednakże już w poprzednim tygodniu musiałem przyznać, że wątek romantyczny Alex przypadł mi do gustu. Jej homoseksualność, lub raczej biseksualność, została tak subtelnie przedstawiona, tak dobrze zagrana przez Chyler Leigh, że cały motyw wyraźnie przypadł mi do gustu. Liczę jednakże, że obejdzie się bez modnych ostatnimi czasy w kinematografii przejawami przerostu formy nad treścią.
Reasumując, obecny sezon oglądam z jeszcze większym zainteresowaniem. Obiecany przez stację CW rozmach, spełnia pokładane w nim nadzieje. Wielowątkowość działa tutaj naprawdę dobrze, póki co nie znalazłem motywu, który irytowałby mnie tak jak niektóre w pierwszym sezonie. Do błędów „The Darkest Place” zaliczyć mogę jedyne fakt, że do siedziby DEO wciąż każdy wchodzi kiedy chce i jak chce oraz dwie sceny (a właściwie jedynie dwie kwestie) w których dźwiękowcy najwyraźniej źle dograli dźwięk, który był lekko przytłumiony. Jest to jednak na tyle drobna uwaga, że nie wpływa na ocenę końcową. Kolejny epizod to już zapowiadany od kilku miesięcy crossover, czekamy z niecierpliwością 😉
Reklama