blank

[Recenzja]: Wikingowa trylogia Daniela „Danteza” Komorowskiego. Warto przeczytać!

Saga „Furia wikingów” to seria powieści o wikingach, w których prawdziwe postaci i wydarzenia historyczne łączą się z fikcją literacką tworząc niezwykle barwny świat, który pochłania nas od pierwszych stron nie pozwalając oderwać się od lektury. Oj gdyby tylko tak były pisane książki historyczne, jak powieści Komorowskiego, to nauka historii w szkołach byłaby zdecydowanie przyjemniejsza.

Do tej pory ukazały się 3 tomy tejże powieści, lecz to nie koniec i przed nami kolejne. 15 czerwca do księgarń trafi 4 tom pt. „Czas chaosu”.

Seria „Furia wikingów” opowiada o losach Ragnara, jego synów: Halfdana, Ivara, Bjorna, Ubbe, Hvitserka i Sigurda, oraz innych znakomitych postaci ze świata wikingów i nie tylko. W każdym tomie zwiedzimy kawał świata, zaliczymy wiele bitew i walk. Będziemy świadkami zdrad, knowań, oraz zaskakujących sojuszy. W tym brutalnym świecie nie zabraknie jednak również miejsca na miłość.

W książkach dzieje się bardzo dużo i na każdym kroku zaskakuje niezliczonymi i niespodziewanymi zwrotami akcji. Podczas czytania nie ma miejsca na nudę, a z każdą stroną towarzyszy ciekawość, co będzie na następnej. Jak wspominałem, ciężko jest się oderwać od czytania, co jest świetne w książkach. Bo kto lubi się nudzić podczas czytania i ziewać jak opętany? W Furii wikingów nudy nie ma, a wręcz czujemy adrenalinę i emocje. Książki są napisane tak realistycznie, że czasami ma się wrażenie, jakby uczestniczyło się w walkach i brało w nich udział razem z głównymi bohaterami. Czuć na skórze ciężkie zmagania, słychać szczęk metalu, krzyki rannych. Czuć emocje bohaterów.

Furia wikingów zdążyła nas przyzwyczaić do wysokiego poziomu, który nie spada wraz z kolejnymi tomami. Wręcz przeciwnie. Gdy podczas czytania 1 tomu miałem wrażenie, że to bardzo udany debiut, to po 2 i 3 oczekiwałem po prostu dobrej kontynuacji. Jak było w rzeczywistości? Otóż 2 podniósł poprzeczkę wyżej niż 1, a 3 z łatwością ją przeskoczył i wywindował jeszcze wyżej. Jeśli owa tendencja zostanie utrzymana, to brak słów. Mi pozostaje jedynie czekać na 15 czerwca, by dostać w swoje ręce nowiutki egzemplarz Czasu chaosu, by sprawdzić, co tym razem przygotował dla nas autor. Jestem przekonany, że się nie zawiodę.