Jeśli kiedykolwiek zastanawialiście się, jak rozpoczęła się niesamowita kariera Thrawna, wielkiego admirała Floty Imperium, to Timothy Zahn postanowił szczegółowo wyjaśnić wszelkie wątpliwości oraz odpowiedzieć. Sławetny wielki admirał pojawił się na scenie „Gwiezdnych Wojen” już w latach 90. ubiegłego wieku, niemal 30 lat temu, porywając serca wielu fanów jako inteligentny, przebiegły i niesamowicie wrażliwy na sztukę obcy, należący do rasy Chissów. Tak naprawdę nigdy całkowicie z tej sceny nie zszedł, mimo iż jego udział w uniwersum ucichł na niemal 20 lat. Po przejęciu w 2012 roku Lucasfilm przez Disneya, wreszcie w 2016 roku Thrawn pojawił się w serialu animowanym „Rebels”, co było jednoznaczne z włączeniem jego postaci do nowego kanonu.
Na początek pragniemy podziękować grupie wydawniczej Foksal za podesłanie nam książki do recenzji!
Historia, jak można się domyślić, koncentruje się głównie wokół tytułowego niebieskoskórego obcego, aczkolwiek pojawiają się w niej również postaci niezbędne Thrawnowi do osiągania swoich celów. Śledzimy zatem także losy Elego Vanto, którego wymarzona, dokładnie opracowana przyszłość zostaje wywrócona do góry nogami z dniem skrzyżowania się dróg jego oraz przyszłego wielkiego admirała Floty Imperialnej. Ukazana jest również postać bezwzględnej Arihndy Pryce, pnącej się po szczeblach władzy w równie bezwzględnym świecie Coruscant. Choć jej wątek przedstawiony jest najpierw nieco oddzielnie, to idealnie wpasowuje się w główną historię niczym brakujący element układanki, jaką jest cała fabuła książki.
Oczywiście występuje tu również masa innych postaci, tworzących struktury Imperium. Thrawn, wrzucony nieco na głęboką wodę, okazuje się prawdziwym zaskoczeniem dla imperialnych dowódców i rozpoczyna karierę we Flocie Imperialnej, osiągając w dużo krótszym czasie niż podręcznikowy kolejne awanse, psując krew najwyższemu dowództwu. Nikt jednak nie może zarzucić mu efektów, które są wynikiem jego bezbłędnej logiki oraz umiejętności taktycznych, przewyższających zdolności wszystkich wokół.
Fascynująca jest obserwacja ze strony czytelnika, jak Chiss porzucony przez swój lud w Dzikiej Przestrzeni i odnaleziony przez Imperium, konsekwentnie zyskuje kolejną, coraz to wyższą rangę, a wraz z nią nowy statek, załogę i prestiż, by na końcu powieści nareszcie otrzymać plakietkę wielkiego admirała.
Jednak czym byłaby historia głównego bohatera, jeśli nie miałby on godnego uwagi przeciwnika, z którym mógłby się zmierzyć? Tak naprawdę to dzięki zagrywkom Nocnego Łabędzia, Thrawn ma ciągle ręce pełne roboty, a głowę pogrążoną w głębokich myślach o jego kolejnym posunięciu. Choć misje, do których Chiss jest przydzielany, na pierwszy rzut oka wyglądają na niezwiązane z operacjami prowadzonymi przez tajemniczego jegomościa, to Thrawn zawsze odnajduje swoje prawidłowości i powiązania nowych sytuacji z odległymi. Nocny Łabędź jest jedną z niewielu osób, które rzeczywiście mogą równać się z naszym obcym, zatem czy i tym razem uda mu się przechytrzyć swą nienaganną logiką oraz umiejętnym podejmowaniem decyzji swego przeciwnika, by odnieść kolejny sukces dla Imperium? Warto sprawdzić to osobiście.
Sama książka napisana jest w interesujący sposób, naturalnie przyciągając odbiorcę. Swoją przygodę rozpoczynamy poprzez wejście w myśli samego Thrawna, a dokładniej czytając fragment jego dziennika. Wszystkie kolejne rozdziały również rozpoczynają się raz dłuższą, raz krótszą notką wyjętą z prywatnych przemyśleń Chissa, będącą swego rodzaju wprowadzeniem do wydarzeń w rozdziale, ale nierzadko też wartościową wskazówką. Czasem to, co obcy chciał przekazać, skutecznie skłania do refleksji, ale dużo częściej pomaga skupić się na animozjach odgrywanych w interakcjach między postaciami. Powieść naszpikowana jest bowiem bardzo ważnymi dialogami, z których to głównie jesteśmy w stanie się wszystkiego dowiedzieć, niż dzięki niewypowiedzianym myślom bohaterów.
Dodatkowym atutem jest różnorodność punktów widzenia, z jakimi stykamy się podczas czytania. Przodującym narratorem zdecydowanie jest Eli Vanto, borykający się z wieloma rozterkami, a wszystkie spowodowane są przez jego nowego sojusznika, aczkolwiek fragmenty przedstawiane z perspektywy Thrawna są równie interesujące, ale specyficzne. Myśli Chissa jako jedyne odbywają się w czasie teraźniejszym, a obcy przykuwa ogromną uwagę do temperatury ciała oraz napięcia mięśni rozmówców. Spowodowane jest to jego odmiennym od ludzkiego widzeniem otaczającego go świata i nadaje mu przy tym cech drapieżnika. Trzecim narratorem jest Arihnda Pryce, choć trzeba nadmienić, że punkty widzenia całej trójki przedstawione są z widoku trzeciej osoby.
Postać Thrawna wykreowana w tej powieści jest niezwykle porywająca i intrygująca, a mimo iż ma się wrażenie, że wie się, w jaki sposób on postępuje, jest się niezmiennie ciekawym, co za taktykę opracuje w kolejnym rozdziale. Tym bardziej, że jego przenikliwość oraz błyskotliwość taktyczna jest niezbędna, by rozprawić się z równie uzdolnionym przeciwnikiem, tajemniczym Nocnym Łabędziem, który spędza sen z powiek imperialnym światom.
„Thrawn” jest wspaniałą powieścią w świecie „Gwiezdnych Wojen”, z idealnie budowanym dla widza zaciekawieniem, które napędzane jest niecierpliwością odkrycia, co takiego wydarzy się na następnych kartkach. Pomimo opasłości na niemal 600 stron, nie pozostawia po sobie odczucia rozwleczonej historii, wręcz pod koniec chciałoby się mieć kolejne zdania do przeczytania. Choć długa, to i tak jest zdecydowanie za krótka, ale na to na szczęście istnieje remedium w postaci kolejnych części.
Wydarzenia przedstawiane na przestrzeni 4 lat są umiejętnie dobrane i wyselekcjonowane tak, aby nie zanudzać czytelnika zbędnymi szczegółami, tylko by skupić się na istotnych, mających wpływ na fabułę konkretach. Jednak momentami przeskoki w czasie wydawały się nieco gwałtowne, a prawie zawsze zaskakiwały, jak wiele czasu minęło. Mimo to, wszystko, co dzieje się na kartach książki, ma swoje znaczenie dla rozwijającej się historii, dlatego zapewne autor nie chciał pozwolić sobie na zbyt wiele wydarzeń w już i tak obfitującej w nie fabule.
To zdecydowanie jedna z tych pozycji, do której chce się wrócić, aby odnaleźć wcześniej pominięte szczegóły lub by zrozumieć więcej. Po wielu godzinach towarzyszenia bohaterom, zetknięcie się z końcem książki było nieco smucące, ale tylko z powodu nieokiełznanego pragnienia czytania dalej. Obecność epilogu pozwala wygospodarować ostatnie kilka minut obcowania z powieścią, ale to wciąż okazało się niewystarczające. Niemożliwe jest niesięgnięcie po kolejną część przygód niebieskoskórego obcego.
Do tego książka ta jest bardzo przyjemnym wprowadzeniem do wydarzeń z filmów, przedstawiając dobrze wszystkim znane w „Gwiezdnych Wojnach” smaczki od kulis, jednak w pozycjach nowego kanonu ta właściwość przewija się niemal wszędzie. Oprócz tego, choć nie można odmówić Timothy’emu Zahnowi geniuszu w prowadzeniu historii, na pewno można zauważyć pewne schematy składniowe, którymi się posługuje. Być może zabieg ten miał na celu nieco ułatwić odbiór książki, już i tak bogatej w skomplikowane wektory myślowe bohaterów oraz skutki ich działań. Niemniej, całość czyta się ze szczerą przyjemnością, książka nie jest męcząca, a na pewno zapadająca w pamięć.
Właśnie dlatego nowy „Thrawn” Timothy’ego Zahna to niesamowita przygoda. Książka ta trzyma czytelnika w objęciach, nakazując mu siedzieć grzecznie i nie przestawać czytać przez cały czas jej trwania. Od samego początku hipnotyzuje, umiejętnie wprowadzając odbiorcę w świat, z którym borykają się bohaterowie. Lawirując wśród imperialnej władzy, polityki, dowódcami floty i okrętami, nie ma się ochoty opuszczać wydarzeń aż do samego końca.
Reklama