Kwiecień 1985. W DC Comics nie dzieje się zbyt kolorowo więc logiczne, że wydawnictwo stara się coś z tym zrobić. Wypuszczony zostaje pierwszy zeszyt „Kryzysu na nieskończonych ziemiach”, czyli historii, która całkowicie odmieniła losy tego uniwersum. Anty-monitor pokonany, wszechświat uratowany, a wszystko zostało zredukowane aż do jednej ziemi! Przynajmniej tak by się wydawało.
Na początek pragniemy podziękować księgarni i sklepowi internetowemu Gandalf za podesłanie nam komiksu do recenzji i zachęcamy do wspierania polskiego rynku komiksowego poprzez kupowanie na ich stronie, Gandalf.com.pl!
Po dwóch dekadach, aby uhonorować dzieło Marva Wolfmana i Phila Pereza, niebiescy postanawiają ponownie „odbudować” wykreowany przez nich świat. Nikogo raczej nie zdziwił taki bieg wydarzeń, gdyż w ich historiach zdecydowanie było czuć spadek jakości, a konkurencja w postaci Marvela nie była już ich ostatnim zmartwieniem – na plecach zaczęli czuć także oddech Dark Horse czy Image. Trzeba było jakoś odzyskać swoich dotąd wiernych fanów, a także pozyskać nowych i pokazać im, że dalej są cool. Czas na kolejny kryzys!
Tym razem postanowiono na Geoffa Johnsa, którego już niektórzy kojarzyli z jego świetnego runu „Teen Titans”, albo przywrócenia do życia i chwały postaci Hala Jordana, jednak to właśnie „Nieskończony Kryzys” przyniósł scenarzyście sławę. Marketingowo całość została rozegrana rewelacyjnie, a zanim doszło do samego „wydarzenia”, to Johns stworzył pięć historii, które przygotowały czytelnika do tego momentu.
Wszechświat ponownie czeka wielkie niebezpieczeństwo, chociaż z samego początku nie wiadomo jeszcze dokładnie jakie. Wiadome jest tylko to, że źle się dzieje w społeczeństwie bohaterów, Wonder Woman zabija, Superman nie inspiruje, a Batman? Batman to dalej ponurak, jednak zaczyna nieco panikować, bo jego „Brother Eye” zaczął myśleć samodzielnie i planuje mordować „zepsutych” meta. Ups!
Kliknij >TUTAJ< i kup komiks w sklepie internetowym Gandalf.com.pl
Ciężko w tym przypadku opowiedzieć coś konkretnego na temat samej fabuły i jednocześnie nie zdradzając najważniejszych zwrotów akcji. Okazuje się, że przez te wszystkie lata nie do końca wszystko się naprawiło i kilka postaci, których „Kryzys na nieskończonych ziemiach” miał nie oszczędzić, jakimś cudem przetrwało. Jeden z nich może i faktycznie stara się walczyć w słusznej sprawie, ale niestety nie tyczy się to wszystkich. Nie wszystkim też pasuje fakt, iż ocalała wyłącznie jedna ziemia, na której bohaterowie także nie do końca świecą przykładem.
Choć sama historia powinna przypaść do gustu niedzielnemu czytelnikowi, to jednak dopiero zatwardziali wielbiciele DC Comics wyciągną z tego komiksu wszystko, co najlepsze. To jeden wielki fanserwis – mnóstwo tutaj nawiązań do wydarzeń z przeszłości, a także bohaterów, których większość prawdopodobnie nawet nie kojarzy z aliasu.
Początkowo bywa chaotycznie, można się nieco pogubić z powodu masowego napływu informacji, aby stopniowo odkrywać kolejne karty, redukując liczbę wątków do jednego konkretnego i szokować widza kadr za kadrem. Zdecydowanie nie można temu dziełu odmówić brutalności. Trup ściele się gęsto, nie brak krwawych i mocnych dla czytelnika scen. Pragnę przypomnieć, że całość powstała pod nadzorem Dana DiDio, który wręcz ma bzika na ciągłych próbach szokowania widza kolejnymi to śmierciami bohaterów. Wtedy to jeszcze faktycznie robiło wrażenie, niestety niektórzy nie potrafią iść z duchem czasu, ale to temat na osobny artykuł.
Nie można narzekać na brak akcji. Historia postępuje bardzo dynamicznie, trzymając czytelnika w ciągłym napięciu. Czyta się naprawdę szybko i przyjemnie, mimo że komiks obecnie liczy sobie prawie 15 lat! W odróżnieniu od dzieła Wolfmana ten od Johnsa zestarzał się naprawdę dobrze i obecnie bez problemu można sięgnąć po lekturę i bardzo dobrze się bawić, czego nie można powiedzieć o „Kryzysie na nieskończonych ziemiach”, od którego wręcz bije archaicznością, a ściany tekstu na pewno odstraszą niejednego.
Kliknij >TUTAJ< i kup komiks w sklepie internetowym Gandalf.com.pl
Nie można także przejść obojętnie wokół szaty graficznej, za którą w głównej mierze odpowiadał Phil Jimenez, wspomagany przez Jerry’ego Ordwaya, Ivana Reisa oraz… samego George’a Pereza! Za kolory odpowiedzialni są Jeromy Cox i Guy Major, którzy świetnie dobrali paletę barw do tego tytułu, oddając w pełni klimat towarzyszący lekturze. Sama rysunki są pełne szczegółów i zdecydowanie cieszą oko, nie męcząc go zbytnio nawet w momencie, gdy chcemy przeczytać komiks w jednym podejściu. Stylistycznie nie odbiega od standardów tamtych lat, jednak całość tak świetnie się zakonserwowała, iż nikt raczej by nie zauważył, gdyby te dzieło wyszło nawet dzisiaj.
„Nieskończony Kryzys” to tytuł, do którego na pewno można pod pewnymi względami się przyczepić, posiada kilka irytujących elementów, jednakże na tle całokształtu nie rzucają się one tak w oczy To kawał solidnej, interesującej historii. Jednakże zaznaczam, że jest to raczej pozycja skierowana do zatwardziałych fanów DC. Owszem, być może komiks przypadnie do gustu fanom brutalnej akcji, jednak nie da się tego zagwarantować, gdyż bez podstawowej wiedzy na temat uniwerum.
Gdy jednak należycie do grona osób lubujących się w bohaterach od niebieskich, to na pewno warto wziąć pod uwagę ten tytuł, gdyż stanowi on ważny punkt zwrotny w tym świecie, a skutkiem wydarzeń w nim zawartych, są, chociażby liczne historie, które powstały po tymże „Kryzysie”, a w tym m.in. znakomity „Flashpoint”!
Reklama