blank

Final Fantasy VII Remake – Nowe oblicze Midgaru?

Final Fantasy VII, czyli prawdopodobnie najbardziej legendarna część spośród wszystkich, w końcu doczekała się swojego pełnoprawnego Remake’a. Choć pierwsze przesłanki sięgają aż 2005 roku, kiedy to mogliśmy obejrzeć tech-demo na PS3, przedstawiające kultowy już opening, to odświeżona siódemka oficjalnie została zapowiedziana dopiero w 2015. Z każdym kolejnym materiałem ludzie coraz bardziej zaciskali zęby na tę produkcję, oczekując od niej coraz więcej. Czy się udało? Moje zdanie na ten temat poznacie po lekturze poniższej recenzji.

Chcielibyśmy podziękować wydawnictwu Cenega za podesłanie kopii do recenzji – dzięki!

Final Fantasy VII Remake [PS4] - Giermasz - Radio Szczecin

Na samym wstępie chciałbym zaznaczyć, że choć jestem wielkim fanem całej serii, to siódma część zawsze budziła we mnie mieszane uczucia. Choć lubię do niej wracać, to zdecydowanie nie znajduje się na górze listy moich ulubionych „fajnali”. Jednak z wielkim zapałem oczekiwałem na remake, gdyż jedną z rzeczy, która urzekła mnie w oryginale, był klimat i byłem bardzo ciekaw, jak zostanie od przeniesiony na dzisiejsze standardy.

Skłamałbym, że fabularnie jest bez zmian. Owszem, nie ma ich zbyt wiele, ale znacząco wpływają na oryginalną opowieść. Większość będzie się zgadzać – wcielamy się w Clouda, byłego członka grupy SOLDIER i to jeszcze z tego najlepszego segmentu, bo pierwszej klasy. Obecnie stara się zaistnieć w świecie jako najemnik, a poznajemy go w momencie, gdy pomaga grupie eko-terrorystów znanej jako AVALANCHE, którzy starają się ocalić ich ukochaną ziemię, stając naprzeciwko wielkiej, złej korporacji rządzącej całym Midgarem, czyli Shinra.

blankblank

Właśnie na tym konflikcie skupia się cała historia remake’u, gdyż wydarzenia, które zostały przedstawione w odświeżonej wersji, nie pokrywają nawet całego pierwszego krążka oryginału. Nie oznacza to, że historia jest wybrakowana i okrojona, wręcz przeciwnie – niektóre postaci drugoplanowe w końcu otrzymały swoje pięć minut. Tak jak Biggs, Jessie and Wedge nie wzbudzali we mnie większych odczuć, tak teraz na serio idzie się z nimi zżyć! Ot taka fajna gromadka, z którą poszlibyśmy rozwalić reaktor lub dwa.

Poza tym spory wpływ na odbiór całokształtu ma także zamienienie tekstu na mowę. Bohaterowie, których wcześniej nie słyszeliśmy, w końcu przemówili! Osobiście zupełnie inaczej odbieram obecnie Aerith, która wcześniej mnie bardzo irytowała, a teraz? Już szykuję paczkę chusteczek! (Przecież nie będę spoilerował!)

blankblank

Swoje pięć groszy dorzucają także cutscenki, także jeżeli jesteście fanami animowanego Advent Children, to poczujecie się jak w domu. Wprawdzie Square Enix już przyzwyczaiło nas do znakomitej jakości, jeżeli chodzi o ich przerywniki filmowe, ale nie można przejść obok ich obojętnie, wszakże to uczta dla oczu.

Jak już wspomniałem wcześniej – nie ma zbyt wielu zmian w stosunku do oryginału, jednakże są one bardzo istotne, a najwięcej smaczków wyciągną weterani serii. Poza wczesnym pojawieniem się Sephirota napotkamy także tzw. „Whispers”, którzy wyglądają, jakby dopiero co urwali się z Azkabanu, a zakończenie pewnie zaskoczy niejednego z was. Czy pozytywnie? To już zależy jak się na to nastawiacie, osobiście z niecierpliwością nie mogę się doczekać kontynuacji wątku.

Jak natomiast wypada sama rozgrywka? Wszakże to był główny powód obiekcji wobec remake’u. Nie każdemu podpasował system walki w Final Fantasy XV, który swoim mechanizmem przypominał bardziej Kingdom Hearts, niżeli kolejną odsłonę cyklu. Choć sam bawiłem się przednio, to nie da się ukryć, że momentami wkradał się zbyt duży chaos.

Właśnie na to samo nastawiałem się i w tym przypadku, ale zostałem bardzo pozytywnie zaskoczony. Już na samym początku mocno się zdziwiłem, gdyż w momencie, kiedy chciałem podskoczyć do przeciwników…po prostu nie mogłem tego zrobić! Forma walki, która została podana w FF7R, powinna zadowolić zarówno fanów dynamicznej rozgrywki, jak i wielbicieli klasycznego, turowego systemu. O ile na wczesnym etapie może i naciskamy z wściekłością kwadrat, tak im dalej w las, tym więcej kombinowania.

blankblank

W ciągu całej podróży wcielimy się łącznie w czwórkę bohaterów – Walczącego wielkim mieczem Clouda, wykorzystującą potęgę swoich pięści i kopniaków Tifę, przerośniętego Barreta, który przeciwnikami zajmował się będzie z dystansu, a Aerith poza leczeniem swoich towarzyszy, zajmie się także eliminacją oponentów za pomocą magii. Podczas podróży zdobywamy także doświadczenie, dzięki któremu możemy ulepszyć naszą broń, a na dodatek każdy element ekwipunku wyposażyć w znane nam już materie, dzięki którym nie tylko będziemy mogli skorzystać z różnych elementarnych zaklęć, ale i skorzystać z pewnych profitów, które mogą okazać się niezawodne na polu bitwy.

Nie mogło także zabraknąć systemu summonów, jednak tym razem nie w formie „ataku”, a dosłownego przyzwania towarzysza, który wspomoże nas na polu bitwy. Nie nastawiajcie się jednak, ze skorzystać z nich będziecie mogli w przypadku każdej walki – zarezerwowani są tylko dla poważniejszych zagrożeń.

Przed większymi walkami zazwyczaj stoi automat, w którym możemy obłowić się w obowiązkowe przedmioty oraz ławka, na której odnowimy swoje zdrowie i punkty magii. Niejednokrotnie przyjdzie wam wymienić materie, aby odpowiednio skontrować wrogów.

blankblank

A co w momencie, kiedy odpoczywamy od krzyżowania planów Shinry? Sam świat można powiedzieć, że jest pół-otwarty, gdyż w teorii mamy nieco swobody w poruszaniu się, ale tereny, po których możemy się poruszać, zależne są od danego momentu w fabule. Znalazło się także miejsce na zadania poboczne! Jest ich 26, ale za pierwszym podejściem idzie wykonać ich wyłącznie 24. Niestety nie spodziewajcie się tu wielce rozbudowanych wątków rodem z trzeciego Wiedźmina, gdyż w większości to są zadania 3xP, czyli pójdź, przynieś, pozamiataj. Znalazło się jednak miejsce dla nieco bardziej przyjemnych aktywności, takich jak gra w rzutki, zawody w pompkach, czy…niszczenie pudeł na czas!

Najbardziej cieszy fakt, iż wątek z Don Corneo w ogóle nie został ugrzeczniony, a tego się ludzie wielce obawiali. Całość została przedstawiona wzorcowo, a Cloud wymiatający na parkiecie – złoto!

blankblank

Chciałbym wypowiedzieć się w samych superlatywach o warstwie graficznej tytułu, ale niestety nie do końca mogę. O ile sam przedstawiony świat wypada obłędnie, a w paru miejscach z wielką chęcią staniecie i będziecie podziwiać widoki, tak bardzo kują w oczy doczytujące się tekstury, tak, że momentami gra sprawia wrażenie, iż połowę elementów zaczerpnięto z wczesnych tytułów na PS3. Poza tym nie bardzo jest się do czego przyczepić, gdyż gra jest po prostu zjawiskowa.

Nie ma czego się obawiać także w przypadku ścieżki dźwiękowej. Usłyszycie wiele znanych wam melodii, ale w unowocześnionej wersji! Początkowo może nieco brakować wam fanfarów na koniec bitwy, ale z czasem dość często będziecie słyszeć pośpiewującego je Barreta. Poza tym trzeba będzie jakość wypełnić szafę grającą – w trakcie podróży możecie znaleźć 31 płyt wraz z utworami, które w większości na pewno dobrze kojarzycie.

blankblank

Na samym początku wspomniałem, że fabuła nie pokrywa nawet pierwszego dysku z oryginalnej siódemki. Ile więc zajmuje przejście remake’u? W moim przypadku były to 32 lub 33 godziny, a na koncie miałem wykonane wszystkie możliwe przy pierwszym podejściu zadania poboczne (czyli 24/26). Wyczytując opinie innych w sieci, można założyć, że grę średnio można ukończyć w 25-30 godzin, gdy mowa jest o samej głównej historii oraz 35-40, jeżeli bierzemy pod uwagę side-questy. Wydaje mi się, że to rewelacyjny wynik, jedna z drugiej strony momentami można odczuć, że twórcy wręcz na siłę starali się przedłużyć rozgrywkę, która czasami się nieco dłużyła.

Co w momencie, gdy miną napisy końcowe? Mamy dwie opcje – albo udamy się do menu wyboru rozdziałów i kolokwialnie rzecz ujmując – wymaxujemy je, albo rozpoczniemy grę od nowa, ale na trudnym poziomie trudności.

blank

Werdykt?

Remake siódmego Final Fantasy tchnął w nią nowe życie. To nie tylko ukłon w stronę fanów oryginału, ale także nieco świeże podejście do sprawy, które nowsze pokolenie może skłonić do zapoznania się z serią, a osoby, które wcześniej sceptycznie były do 7-ki nastawione mają szansę odkryć tę grę „na nowo”. Znakomicie rozwiązany system walki, przepiękne przerywniki filmowe, a klimat Midgaru wylewa się wręcz z ekranu. Z niecierpliwością czekam na kontynuację, aby dowiedzieć się, co konkretnego szykują dla nas twórcy, gdyż zapowiada się nieco większy misz-masz, niż w przypadku oryginału.