blank

Diabeł – Ex Machina TOM 5 [RECENZJA SPOILEROWA]

Jedno z największych, najbardziej rozpoznawalnych dzieł Vaughana i Harrisa w końcu doczekało się finału w polskim wydaniu. O tym pierwszym wielu ma zdanie, jakoby z czasem jego komiksy zaczynały tracić iskierkę. Jak więc wypadł ostatni tom? Tutaj się o nim wypowiem podsumowując przy okazji całą serię, zapraszam.

Pragniemy podziękować wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji!

Opowieść rozpoczyna się od wypowiedzi burmistrza Hundreda, który oficjalnie rezygnuje z kandydatury na kolejną kadencję burmistrza Nowego Jorku. Jednocześnie na ostatnie miesiące wdraża plan postawienia wiatraków prądowych i likwidowania problemów z ekologią.

Już na samym początku Vaughan prezentuje hipokryzję wydawnictw gazetowych, wielkich korporacji  i samych polityków. W pierwszych dwóch zeszytach komentuje on obecną ekologiczną sytuację polityczną pokazując bezsens działań na tak ogromną skalę, kiedy można rozwiązać ten problem bardziej przyziemnymi metodami. Na przykład obowiązkiem druku gazet i komiksów na recyklingowym papierze.

blank

Potem akcja polityczna skupia się na głównie na kwestii tabletek „dzień po” oraz przygotowaniu przyszłej kampanii Wyliego, który w planach ma zastąpienie Hundreda.

Muszę zgodzić się z wieloma publicystami, że Ex Machina miała gdzieś w środku zastój. Historia rzeczywiście się rozlazła. Stała się bardziej politycznym thrillerem, aniżeli historią sci-fi z elementami polityki, aczkolwiek tego nie uważam za minus, choć wielu mogło się to nie spodobać. Fabuła stanęła w miejscu, a Vaughan jakby na siłę starał się ją prowadzić, choć ostatni tom mógł się bez problemu pojawić ze dwa tomy temu. Ja sam nawet troszkę zapomniałem o głównym wątku mocy głównego bohatera i skupiłem się bardziej na politycznych zagadnieniach. Nie bez przyczyny mówi się, że Wielka Machina była dla tego twórcy swoistym polem treningowym, który doprowadził do takich dzieł jak np. Saga.

W finalnym tomie przewijają nam się wersje różnych piekielnych wszechświatów, złych wersji Hundreda i innych okropieńtw. Poznajemy w końcu twórcę mocy głównego bohatera, ich cel oraz dowiadujemy się troszkę więcej o paranormalnych zjawiskach świata przedstawionego. Mam co do tego dość ambiwalentne uczucia.

blank

Vaughan skutecznie wywarł na mnie wrażenie niepokoju, zaskoczenia, a nawet przerażenia. Jednakże przez cały czas odczuwałem, że to wszystko pędzi zbyt szybko, jest robione trochę po macoszemu. Zastanawiałem się czemu twórca, zamiast powoli ujawniać nam świat, pokazał wszystko po kolei i nie dał nam szansy się tym zachwycić? Bo bez chwili zawahania mogę powiedzieć, że jest czym Na podstawie samych alternatywnych światów i złych bohaterów można było zrobić całkiem ciekawe spin-offy.

Oczywiście. Takie pędzenie przy finale to nie jest nic dobrego, aczkolwiek dzięki temu otrzymaliśmy też kilka niezłych plot twistów, które w swojej nagłości pokazały nam zmianę Hundreda jako człowieka i polityka.

Właściwie w ostatnim tomie dostaliśmy trochę takie porównanie tego, kim główny bohater był przez lata i jak się stoczył. Przez cały czas trwania akcji komiksu powtarzał on o tym, jak bardzo zależy mu na ludziach. Mówił o bezwzględnym końcu z polityką. Jednakże działania takie jak śmierć matki wpłynęły negatywnie na jego psychikę. Zrobiły z niego człowieka bezwzględnego, który stracił wszystko, a teraz zależy mu tylko na władzy.
To jest pięknym kontrastem do tego, kim stał się dzięki posadzie burmistrza. Jak dowiadujemy się z ust Kremla, Hundred oczywiście sfałszował wyniki wyborów (nie oszukujmy się, kto by na niego zagłosował? xD) i dzięki temu Nowy Jork otrzymał wspaniałego przywódcę, który troszczy się o ludzi i jest wierny swoim ideałom.

Bradbury skończył podobnie, ale odwrotnie. Również przez wiele zdarzeń zmienił się całkowicie. Już wcześniej miał problemy z agresją, ale teraz przez sławę nabawił się alkoholizmu.

blank

Brudny i zarośnięty przyszedł do Mitchella, od którego dostał „liścia w twarz”. Stary przyjaciel całkowicie odwrócił się od niego i prosił o natychmiastowe opuszczenie lokalu.

Gdy Hundred wspinał się coraz bardziej po szczeblach kariery – jego ochroniarz i wieloletni przyjaciel całkowicie upadł do nizin społecznych. A przecież chciał tylko uratować bliskiego przed trafieniem za kratki. Według mnie ukazuje to, jak słabe psychicznie mogą być osoby, nawet jeśli z pozoru wyglądają na twardzieli.

W końcu nadszedł ten moment – rozwiązanie akcji i ujawnienie status quo postaci. Hundred zabił Kremla, odrzucił przyjaciela, utracił matkę i złamał zasady oraz przysięgi. Jednakże dopiął swego, wspiął się po szczeblach kariery aż na posadę wiceprezydenta USA.

Żyje sobie w białym domu i popija whiskey, ale czy jest szczęśliwy? Nie za bardzo. Piękno finału tkwi w niedopowiedzeniu. Sami musimy zrozumieć i postawić się na miejscu głównego bohatera. Pomyśleć nad jego czynami. Wybaczyć mu, albo wręcz przeciwnie – wydać wyrok.

Za warstwę graficzną znowu wziął się Tony Harris i dodatkowo dwóch rysowników, którzy (co zabawne) nie zostali wspomnieni nigdzie w stopce, co jest dość normalne w polskich wydaniach. Oczywiście rysunki Tony’ego są świetne, ale najgorsze jak dotąd. Tylko w tym tomie artysta ma problem z oddaniem emocji, co skutuje śmiesznymi grymasami na twarzach postaci. Bardzo pozytywnie zaskoczony byłem pierwszego (po Harrisie) artysty, którego styl jednocześnie zaskoczył mnie i wydał się znajomy. Była to kreska szkicowana z ogarniczonymi szczegółami i paletą barw.

Podsumowując: Oczekiwałem czegoś innego, więcej polityki i mniej sci-fi, bo właśnie ten pierwszy aspekt do całej serii mnie przyciągnał. Dostaliśmy trochę wyjaśnień, szybkie podsumowanie i kilka aspektów psychologiczno filozoficznych. Ostatni album pozwolił poznać nam postacie z troszkę innej strony i porównać ich do przemian, które nastąpiły w poprzednich tomach. Rysunki jak zwykle stoją na wysokim poziomie, chociaż nie Harris tutaj jest gwiazdą, a drugi – nieznany – rysownik.

Chciałbym przytoczyć tutaj moje słowa o tym, że żałuję, iż zacząłem z Ex Machiną tak późno. Moje zdanie się nie zmieniło, a cały komiks nadal pozostaje w moim sercu jako jedna z ulubionych powieści graficznych.