Dawno, dawno temu, pewien agent CIA postanowił napisać książkę. Ale nie taką zwykłą. Spróbował swoich sił w komiksie, który oprócz bycia komiksem oferuje coś więcej, dodatkowe przesłanie ukryte w kartach opowieści, która ukazuje nam prosperowanie społeczeństwa pełnego nienawiści, niepewności i strachu. Tym dziełem właśnie Tom King wbił się w czołówkę najlepszych scenarzystów komiksowych ostatnich lat.
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostepnienie nam komiksu do recenzji!
Vision w końcu, można tak powiedzieć, ustatkował się. Po rozstaniu ze Scarlett Witch chciał posmakować nieco życia rodzinnego. Cała rodzina, czyli żona Virginia, syn Vin i córka Viv osiedlili się na przedmieściach Waszyngtonu. Prowadzili oni życie szarych obywateli. Vision co rano, ubrany w nienagannie wyprasowany ganitur ruszał do siedziby Avengers, albo na spotkania z prezydentem. Żona sprzątała w domu, grała na pianinie lub robiła inne „robotyczne” rzeczy typu zgrywanie wiadomości na dysk twardy w głowie. Dzieci oczywiście były wysyłane do szkoły z drugim śniadaniem i wyprasowanymi ubraniami.
Tutaj zaczyna się przejawiać drugie oblicze komiksu, pokazane niby dosadnie, ale zakorzenione głęboko w dymkach, słowach i grafice komiksu. Mówię tu o wszechobecnym rasizmie, dyskryminacji, antysemityzmie i wszelkim strachu przed wszystkim, co, zależnie od społeczeństwa, nie jest normalne.
Kiedy Viv i Vin po raz pierwszy przekroczyli próg szkoły nie mogli odpędzić się od wzroku innych. Ludzie szydzili z nich za plecami, bali się ich, traktowali jak wyrzutków i niebezpiecznych odmieńców, mimo że robotyczne dzieciaki zachowywały się przyzwoicie i normalnie, nie licząc sposobu wyrażania się, rzekłbym typowego, dla robotów.
Jeśli chodzi o życie sąsiedzkie, to z początku wszystko wydawało się w porządku, jednak z czasem zaczęło się od niewinnych odwiedzin sąsiadów, który obrali sobie za obowiązek przywitanie nowych lokatorów ulicy Hickory Branch Lane, aby potem nie trzymać z nimi kontaktu, ale robiąc sobie zdjęcia z ukrycia, czy podchodząc i bezczelnie przytulając się do swojego idola, bo przecież to superbohater, nie? Mimo tego wszystkiego, trzymali dystans, nie kontaktowali się z nimi, traktowali ich jak atrakcję cyrkową.
Można powiedzieć, że w całej historii jesteśmy świadkami zmian zachodzących w członkach całej rodziny, przemiany, uczłowieczenia i próby zdefiniowania normalności. Virginię zaczyna kontrolować złość i żal, Viv, jak to robot, kalkuluje szansę na istnienie jakiegoś boga, przy czym wychodzi jej, że jest to bardzo nieprawdopodobne, dlatego jej modlitwa zaczyna się od słów „Na początek, proszę, niech istnieje bóg”. Można powiedzieć, że zabawne na swój sposób jest to, jak bardzo dla Vina spodobały się cytaty Szekspira o antysemityzmie i braku tolerancji właśnie, który ciągle je czyta i zachwyca się nimi, nie biorąc do siebie, że opisują one jego sytuację i są odzwierciedleniem funkcjonowania ich rodziny w społeczeństwie. Sam Vision powiększył w pewien sposób swój zakres emocji, widać, że pokochał córkę, z którą zgodził się na wspólną modlitwę, pokochał syna, pokochał żonę, która oczywiście była jego robotycznym odpowiednikiem Wandy.
Na każdym kroku ukazywał, że boi się utraty tego, czego w tej chwili pragnie najbardziej i tego, co przynosi mu szczęście, czyli rodziny.
Całą historię opisuje nam wszechwiedzący narrator, który dodatkowo nakreśla nam tło wydarzeń, opisuje postacie i ich zachowania. Pod względem technicznym, ułożenia scen, podzielenia konkretnych fragmentów i kolejności przedstawiania historii, komiks ten jest jakby objawieniem, świętym Graalem wśród masówek, których fabuła opiera się na prostych aktach – początek, rozwinięcie, zakończenie. Jedyna opowieść z ostatnich lat, z którą mogę przyrównać Visiona pod względem technicznym to 4. tom Batmana z linii DC Odrodzenie, również od Toma Kinga, którego recenzję miał przyjemność przeprowadzić na Was Kuba na łamach naszego portalu
Na sam koniec, żeby domknąć ten wątek powiem, żebyście nie spodziewali się akcji, wybuchów szmerów bajerów, bo jest to zwyczajnie komiks obyczajowy, opowiadający o psychologii człowieka, a nie typowy trykot z tendencją do obijania mordy każdemu napotkanemu człowiekowi.
Autorami rysunków są Gabriel Walta („Magneto”) i Michael Walsh („Star Wars”). Chciałbym tutaj zacząć od czegoś niesamowitego, co od razu urzekło mnie w rysunkach tych dwóch panów, a mianowicie sposób w jaki ukazali mimikę i ekspresję twarzy Visiona. Z jednej strony jest to lico pozbawione wyrazu, robotyczne, proste, ale wystarczy się przyjrzeć, wgłębić, żeby zobaczyć wewnętrzny smutek towarzyszący przez większość czasu głównemu bohaterowi, czy chociażby grymas czegoś, w rodzaju uśmiechu na jego ustach, zwłaszcza gdy spędza czas z Wandą. Walta i Walsh niesamowicie poradzili sobie z pokazaniem tego, że mimo szczęścia, gdzieś w Visionie nada pozostaje tęsknota za starą miłością, która przerywa mu serce na pół, gdzie jedna połowa każe zostać w domu, a druga powrócić do Scarlett Witch.
Sama warstwa graficzna jest lekka i raczej uboga w szczegóły, co absolutnie nie jest minusem. Całość wydaje się rysowana, a nawet szkicowana, co może symbolizować kruchość i tymczasowość życia robota, bo jak to wspomniała Virginia, wyłączą ich od razu, kiedy poczują, że są niebezpiecznymi maszynami.
Warto wspomnieć o kolorystach, którzy wykonali świetną robotę idealnie dopasowywując kolorystykę do aktualnych wydarzeń, aczkolwiek bez przesady. Potrafili oni wzbgadzić smutek panujący przez większość kart komiksu, ale również pokazać tą cząstkę radości przechodzącą momentami przez chmury.
Podsumowanie: Jest to komiks wart każdych pieniędzy, ponieważ idealnie łączy wątki bycia superbohaterem i posiadania rodziny. Bycia maszyną i jednocześnie człowiekiem. Życia w społeczeństwie i bycia odrzucanym. Życia i śmierci, w psychologicznym jak i fizycznym znaczeniu, tam gdzie urodził się człowiek, zmarł robot. Nie jest to historia łatwa w odbiorze, więc jeśli jesteście niedzielnymi odbiorcami, chcącymi proste lanie po mordzie, to nie jest dla Was, ale jeśli chcecie wczuć się w historię, podłożyć swoją twarz, żeby ten komiks walną ją z liścia i zmienił Wasz światopogląd, wczytać się i szukać drugiego dna, to serdecznie i od serca polecam, bo jest to jedna z niewielu historii, które były sukcesem Marvela w ostatnich latach. Odnoszę wrażenie, że Vision jest tym, czym King chce, żeby było Heroes in Crisis, ale z marnym skutkiem. Rysunki są w porządku, lekkie, aczkolwiek smutne i przygnębiające, pokazujące nietrwałość robotycznego życia. Polecam serdecznie, zwłaszcza za cenę, za jaką kupicie go w Egmoncie!
Jeszcze raz dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie nam egzemplarza do recenzji!
Wydawnictwo: Egmont
2/2019
Tytuł oryginalny: Vision: Little Worse Than A Man / Little Better Than a Beast
Wydawca oryginalny: Marvel Comics
Rok wydania oryginału: 2016
Liczba stron: 272
Format: 165×255 mm
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Papier: kredowy
Druk: kolor
ISBN-13: 9788328134904
Wydanie: I
Cena z okładki: 69,99 zł
Reklama