Nie trzeba być fanem najnowszego filmu MCU, żeby stwierdzić jednogłośnie, że po zakończeniu pozostawia nas z większa ilością pytań, niż odpowiedzi. Powstały takie pytania jak: czy Thanos jest rzeczywiście czarnym charakterem z krwi i kości? Czy Star-Lord okazał się antybohaterem? Czy wiele z wydarzeń tej odsłony zostanie cofniętych w kolejnej?
Jednak pytanie, którego przed seansem prawdopodobnie nikt nie spodziewał się zadać, to: czy Scarlet Witch właśnie stała się najpotężniejszym Avengersem?. Oczywiście dla fanów komiksów nie jest to nic nadzwyczajnego, w końcu Wanda Maximoff jest tam jednym z najpotężniejszych mutantów, bytem potrafiącym manipulować rzeczywistością oraz tworzyć nowe wymiary.
Dla fanów MCU jednak jest to dosyć szokujące odkrycie (z którym z resztą wielu fanów się nie zgadza, wspominając siłę Hulka, moc Thora, czy zręczność Spider-Mana). Trzeba przyznać (patrząc jedynie na filmową Scarlet Witch), że jej potęga w najnowszym filmie przyszła niejako znikąd. W końcu Wanda, kobieta od wczesnej młodości bombardowana traumami podczas eksperymentów, które serwowali jej naukowcy Hydry, która chwilę po uwolnieniu straciła brata (jedyną wówczas bliską jej osobę), musi sama stanąć naprzeciw szalonego tytana. Wiedząc jednak, że w walce nie ma większych szans, musi zdecydować się na zabicie osoby, którą kocha, ażeby podjąć próbę ratowania połowy wszechświata (mając świadomość, że sama prawdopodobnie zginie w trakcie).
Co więcej, robi to za pomocą jednej ręki, drugą powstrzymując Thanosa (najpotężniejszego przeciwnika, z którym bohaterowie MCU do tej pory się mierzyli). Jest to więc siła, z jaką (niezależnie od własnych preferencji) zdecydowanie należy się liczyć. No i oczywiście wielkie brawa dla Marvel Studios za stworzenie kolejnej złożonej oraz potężnej postaci kobiecej – czekamy na więcej.
Reklama