Uwaga! Poniższy wpis zawiera spoilery filmów „Avengers: The Age of Ultron” oraz „Avengers: Infinity War”.
Wygląda na to że wizja Tony’ego Starka z początkowych scen „Age of Ultron” się sprawdziła. Pod koniec „Infinity War” wszelkie jego koszmary się ziściły, co znów udowadnia nam, że filmy spod szyldu MCU są starannie zaplanowanym procesem i nie ma tu zbyt wiele miejsca na improwizację. Bracia Russo od początku twierdzili, że nowa produkcja będzie opowieścią o śmierci Superbohaterów przedstawioną z punktu widzenia Thanosa i trzeba przyznać że mówiąc to, nas nie zwodzili.
A tu zaczynają się spoilery.
Podczas walki na Tytanie Dr Strange oddaje Thanosowi Kamień Czasu w zamian za życie Iron Mana. Kiedy Stark zaraz przed śmiercią Stephena pyta go, dlaczego to zrobił (mimo wcześniejszych zapewnień, że będzie bronił kamienia ponad życie swoje oraz wszystkich obecnych), ten odpowiada, że jest to coś, co musiał zrobić, zanim zamienia się w pył. Poniekąd ma to sens, jako że Strange był w stanie przeżyć milion różnych scenariuszy walki i tylko w jednym widzi szanse pokonania szalonego tytana i wie, co trzeba zrobić, ażeby doszło to do skutku. Odchodzi więc, zostawiając Starka oraz Nebulę na Tytanie.
Thanosowi przed końcem filmu, udaje się zdobyć wszystkie kamienie i szybko doprowadza to do tego, że przepowiednia Gamory o wymieceniu wszechświata na pstrykniecie palcem szybko się spełnia. Jak mówi bohaterka, taki był jego plan od samego początku i choć trudno powiedzieć, po co (skoro nie została tu przedstawiona pani Śmierć, której to chciał zaimponować w komiksowym pierwowzorze), ze wspomnień dowiadujemy się, że dzięki wymordowaniu populacji planety z powrotem kwitną.
„Jednak za jaką cenę?”- o to pyta Thanosa młodsza wersja Gamory, który po ataku Thora teleportuje się w miejsce, które jest dokładnie tym, co sobie wymarzył jako Idyllę. „Za cenę wszystkiego” – odpowiada tytan, przypominając sobie o tym, co musiał poświęcić, żeby znaleźć się w miejscu, w którym jest, i mimo że wszystko jest takim, jakie sobie wymarzył, odnosimy wrażenie, że jednak nadal nie jest w pełni usatysfakcjonowany. Wydaje się rozdarty do tego stopnia, że nie jest już całkiem pewien, czy i w tym wypadku rzeczywiście cel uświęca środki. Trzeba przyznać, że zabieg „uczłowieczenia” Thanosa (w przeciwieństwie do komiksowej wersji, w której jest po prostu socjopatycznym mordercą) sprawił, że MCU wreszcie ma w swoich szeregach czarny charakter, który jest ciekawą i złożoną postacią, co prowadzi do tego, że większość widzów już nie może doczekać się drugiej części, żeby zobaczyć, jak może rozwinąć się interakcja z tak potężnym oponentem.
Reklama