Nareszcie! Po długim oczekiwaniu, w końcu otrzymaliśmy odcinek, który zaprezentował nam dobry poziom. Poszczególne wątki ruszyły do przodu, było dużo akcji, przez co epizod oglądało się z zaangażowaniem i zainteresowaniem.
Najważniejszy w tym odcinku był aspekt LMD, widziany z perspektywy porwanej May. Zobaczyliśmy wcześniejsze wydarzenia (m.in.: porwanie Melindy) oraz symulacje stworzone przez doktora Radcliffe’a, mające utrzymać agentkę we śnie. Przyznaję, że rozwój sytuacji nie był zbyt trudny do przewidzenia, jednak dzięki sporej ilości akcji, szybkim rozwoju fabuły i dobrze zrealizowanymi pojedynkami pomiędzy May a AIDA epizod wciąż pozostawał wciągający. Na końcu odcinka Holden zostaje zatrzymany przez agencję, jednak szybko okazuje się, że był to tylko android stworzony na podobieństwo naukowca. Spodobał mi się ten zwrot akcji, przez co cały ten temat wychodzi na plus epizodu.
Mniej ważny w tym odcinku był wątek przsłuchania Daisy, w związku z jej działalnością jako Quake. W komisji znajduje się m.in.: Ellen Nadeer. Sytuacje te wykorzustują Coulson i Yo-Yo, aby włamać się do gabinetu pani senator. Misja nie idzie po ich myśli, ponieważ była to tak naprawdę pułapka zastawiona przez przeciwniczkę inhumans, mająca na celu nastawienie władz i obywateli przeciwko S.H.I.E.L.D, jaki i nieludziom. Oglądało mi się to naprawdę przyjemnie, ponieważ właśnie tego typu zadania powinny znaleźć się w serialu o organizacji szpiegowskiej, a przy tym, potrafią też wzbudzić zainteresowanie. Na końcu epizodu widzimy, że Holden Radcliffe zaczął współpracować z senator Nadeer, w związku z czym obydwa te tematy, najpewniej, połączą się ze sobą. Ucieszyło mnie to, bo od początku tego sezonu brakowało mi takiego jednego, najważniejszego tematu, przewodzącego tą częścią serii.
W ostatniej recenzji krytykowałem decyzje Fitza o naprawieniu zniszczonego modelu AIDA, dlatego iż nie widziałem sensu owego działania. Tutaj jednak, wszystko się wyjaśniło. Okazało się, że Leo tak naprawdę prowadził własne dochodzenie, które ostatecznie doprowadziło go do stwórcy androida. Usatysfakcjonowało mnie takie rozwiązanie oraz to, że całość tego wątku obyła się bez zbędnego przeciągania.
Całkowicie w tle odcinka znajdował się aspekt romansu Macka i Eleny. Owszem, dowiedzieliśmy się z niego nieco o przeszłości agenta, jednak poza tym, nic nie wnióśł do epizodu. Sprawa z Fitzem udowodniła, że nawet z wątków, którą pozornie mogą nie mieć sensu lub znaczenia, może wyjść coś ciekawgo, chociaż powiem szczerze, że nigdy nie interesował mnie związek tej dwójki, przez co nie mam wobec tego tematu żadnych oczekiwań.
Reklama