blank

Agents of S.H.I.E.L.D S04E06 „The Good Samaritan” – recenzja

         Jesteśmy już po kolejnym odcinku „Agents of S.H.I.E.L.D”. Dzielił się on na dwie części. W pierwszej z nich dowiedzieliśmy się jak Robbie Reyes zyskał swoje moce, a w drugiej główna fabuła tego sezonu przyśpieszyła w przerażającym tempie. Epizod cieszył się wieloma scenami akcji, kilka ważnych aspektów zostało wyjaśnionych, a fabuła wciągnęła mnie już od pierwszych minut, przez co w ogóle się nie nudziłem i poczułem satysfakcję z obejrzanego odcinka.

           Epizod przedstawił nam co naprawdę wydarzyło się kilka lat wcześniej w laboratorium Momentum. Dowiedzieliśmy się nad czym dokładnie pracowali naukowcy oraz jaką rolę w tym wszystkim odegrał Eli Morrow. Początkowo seria czwarta chciała dać nam do zrozumienia, iż jest on postacią pozytywną, która jest ofiarą w całym tym zamieszaniu. Ten odcinek dał nam wyraźnie do zrozumienia, że tak nie jest. Okazało się, że to on doprowadził do zmiany badaczy w duchy oraz chce zagarnąć boskie moce dla siebie, co mu się na końcu epizodu udało. Spodobało mi się to mroczne wcielenie, ponieważ jego komiksowy odpowiednik był satanistą i seryjnym mordercą, więc nie widziałem go jako dobrej postaci. Oczywiście jego wersja w serialu znacznie odgiega od tej z kart komiksów, jednak jego historia wciąż jest interesująca, przez co mi to nie przeszkadza. Zastanawia mnie jedynie to, czym on się kieruje przywłaszczając sobie te zdolności i jaki ma w tym cel. Póki co nie było to jasno powiedziane, ale wierzę, że twórcy w późniejszych odcinkach to wyjaśnią.

        Jak już wcześniej wspomniałem część odcinka skupiała się na genezie serialowego Ghost Ridera. Realizacja retrospekcji bardzo mi się spodobała. Nie było w nich sceny, która by mi nie przypadła do gustu. Pościg samochodowy, kraksa oraz to jak przyszły mściciel wypada z samochodu w zwolnionym tempie. Przyznam, iż każda z tych sytuacji wbiła mnie w fotel. Dodatkowo odcinek perfekcyjnie przedstawił nam relacje między Robbiem, a jego młodszym bratem oraz łączącą ich braterską więź. Jak dotąd w każdej recenzji zachwalałem grę aktorską Gabriela Luny i wciąż zdania nie zmieniam, jednak w tym odcinku popisał się on jeszcze bardziej, niż w poprzednich epizodach. Zarówno jego mimika twarzy, jak i ton głosu idealnie obrazują emocje bohatera oraz jego poczucie winy w związku z wypadkiem Gabe’a. Dodatkowo pojawił się inny Ghost Rider, a mianowicie (co już jest potwierdzone) Johnny Blaze. W serii komiksowej poświęconej przygodom Robbiego Reyesa, pt.: „All-New Ghost Rider” motocyklista, przez pewien czas, pełnił dla niego funkcje mentora, więc kto wie, może zawita on jeszcze w serialu.

       Podobnie jest w przypadku młodzszego z braci Reyes. Nie spodobało mi się to jak zaprezentowano jego postać w trzecim epizodzie, jednak tutaj, w ciągu jednej sceny pokazał on po sobie więcej emocji, niż wtedy, w ciągu całego odcinka. Aktualnie zna on już całą prawdę odnośnie Robbiego, przez co jestem ciekaw jak to wpłynie na ich relacje.

         Sceny walki z udziałem walki starszego z braci wciąż trzymają poziom. Spodobała mi się walka z dyrektorem. Zobaczyliśmy także scenę „zabicia” ducha Lucy Bauer. Ponownie wypada to dobrze, jednak widzieliśmy już tą sytuację kilka razy na przestrzeni sześciu odcinków, więc nie robi to na mnie już, aż tak dużego wrażenia, jak na początku serii.

        Podsumowując, według mnie jest to najlepszy epizod tego sezonu. Miał on swoje błędy, jednak w porównaniu z popisem gry aktorskiej Gabriela Luny, naprawdę dobrze zrealizowanymi scenami akcji, ujawnieniem prawdy o wujku nowego bohatera oraz bardzo ciekawą zapowiedzią przyszłych odcinków te wady to praktycznie nic.

Odcinek oceniam na 10/10