Od dawna wydawcy Supermana próbują nam pokazać, że nie tyle jest on bogiem, a raczej kimś z kim moglibyśmy się utożsamiać.
Widzieliśmy już Clarka Kenta powstrzymującego się od wykorzystywania swoich mocy, skupiającego się w zamian na emocjach, czy też wątpiącego w siebie, co miało pokazać nam bardziej ludzki obraz bohatera. Filmy takie jak Superman: Powrót czy serial Tajemnice Smallville, oderwały Supermana od wizerunku perfekcyjnego harcerzyka, czyniąc go kimś, z kim publiczność może się identyfikować, a nie wzorem do naśladowania.
Z pewnością istnieją argumenty zarówno za, jak i przeciw takiemu podejściu, jednak nie podlega dyskusji, że Zack Snyder postanowił kontynuować tę filozofię w swoich filmach: Człowiek ze stali oraz Batman v Superman: Świt sprawiedliwości.
Żona Zacka Snydera, a jednocześnie producent wykonawczy, Deborah Snyder, wyjaśniła w wywiadzie z Forbes z jakim zamysłem wykreowany został Superman w filmach jej męża.
„To wszystko jest takie ludzkie, prawda? Chodzi o te podróże. Zack naprawdę uwielbia Josepha Campbella (przyp. red. amerykański mitoznawca, autor publikacji „Bohater o tysiącu twarzy”, omawiającej cykl podróży bohatera) i podróż bohatera. A te postacie są takie mityczne i ich podróże – zawsze mówię, że ich podróże, to coś z czym możemy się utożsamiać. Nie możemy utożsamiać się z ich mocami, więc co zostaje? To wspaniała kwestia w naszym Supermanie. Z nim można się identyfikować. Ktoś powiedział: 'To takie mroczne’, a ja: 'Czy to takie mroczne? Przechodzi przez prawdziwe problemy, z którymi borykamy się, jako ludzie, każdego dnia.’ Dla mnie to nie jest mrok, to życie. Jesteśmy skomplikowanymi ludźmi. I w ten sposób czynimy go kimś, z kim można się utożsamiać.”
Oczywiście, to wszystko prawda, ale nie przeszkadza to w odkrywaniu Supermana, postrzeganego przez innych jako boga. Wciąż pozostaje kwestia, że nie jest on do końca człowiekiem, o czym nie pozwala nam zapomnieć fakt, iż każde zagrożenie z jakim do tej pory się mierzył miało związek z Kryptonem.
Reklama