No i stało się… Suicide Squad zagościł na wielkim ekranie. Wielkie nadzieje, wielkie oczekiwanie na film o złych superbohaterach. Wyszło jak wyszło, a jak wyszło to przeczytacie dalej.
Wybrałem się na film z nadzieją, że zobaczę coś innego, coś co odmieni wrażenia po BvS, które były bardzo mieszane, ale jednak bardziej pozytywne niż negatywne. PR przy tym filmie można określić jako lekki rollercoaster… miało być dzieło o łotrach, ciężki film pod względem fabuły, a później nagle nie wiadomo skąd widzimy trailer w kolorach różu? WTF? Producenci doszli do wniosku, że skoro Marvel jest lekki, może i by zrobić lżejszy film, to i oceny krytyków nie będą takie złe. Dobrze, że tylko tak pomyśleli.
Suicide Squad trzyma poziom jeśli chodzi o całe Uniwersum DC i historię. Jest mrocznie, ciemno, ale są też elementy luzu i lekkiego humoru.
Już początek zwiastuje nam, że będzie to ciut inny film niż dotychczasowe. Prezentacja głównych bohaterów, wszystkie flashbacki są zrobione całkiem fajnie. Krótko, zwięźle i na temat. Dowiadujemy się o każdym łotrze dlaczego trafił do Belle Reve. Odpowiednia ilość czasu na każdą postać. Fakt, że jest ich trochę, dlatego też zabrało to jakiś procent z całości, ale nie ma tragedii.
Skoro jesteśmy przy postaciach to warto powiedzieć o nich zdań kilka. Wyróżniające się postacie, które skradły całe show to…
…tak jest Deadshot oraz Harley Quinn.
Will Smith oraz Margot Robbie zagrali swoje postacie fantastycznie. Deadshot cyngiel, arcyłotr, drogowskaz dla reszty grupy. 1 SHOT = 1 KILL, w jego wypadku, jest tak pewne jak wróżba u wróżbity Macieja – 100% trafności. Najlepiej pokazała to scena na samochodzie, kiedy z 100% skutecznością zabijał to biegające błoto (ale o tym później). Tak najkrócej można opisać postać jaką zaprezentował nam Will. A tak naprawdę Deadshot to nie tylko facet, który ładuje kulki w łeb za kasę, ale także koleś z kręgosłupem moralnym i sercem. Jego zmiana z bezdusznego kilera w bohatera, który oddałby życie za grupę, pokazuje jak David Ayer potrafił poprowadzić emocjonalną ścieżkę postaci w filmie.
Harley Quinn najbardziej barwna postać z całej ekipy (nie chodzi tylko o kolor włosów). Kobieta o 50 twarzach, która z cichej laski zmienia się w bezlitosną s***. Jej psychika to jeden wielki kłębek kabli, które zależnie od spięcia dają różne efekty. Margot według mnie jest stworzona do roli HQ, jej głos, seksapil (oj tak!), zmiany emocji w pełni oddają to, jak powinna być zagrana ta postać.
Amanda Waller kolejna kobieta, która zasługuje na osobne info. Viola Davis zagrała ją tak, jakby sama nią była. Jej pomnikowa twarz i bezkompromisowy wizerunek autorytetu władzy naprawdę dają tej postaci duże pole do popisu w następnych filmach DC (może Batman?).
No i wreszcie czas wspomnieć o tym, kogo wszyscy oczekiwali, ten który był chyba najbardziej afiszowany i promowany…
…ta da! Tak, Joker. Czy Jared Leto sprostał oczekiwaniom? Patrząc na to z kim musiał konkurować (Jack Nicholson, Heath Ledger) miał naprawdę bardzo ciężkie zadanie. Postać Jokera nie jest w tym filmie pierwszoplanową postacią, na co mogłyby wskazywać trailery. Jest dodatkiem, prologiem do innej historii. Zapewne tę historię ujrzymy w solowym Batmanie, bo kto jak nie Joker miałby być tym złym. Wracając do samej postaci, ciężko powiedzieć coś dobrego o niej, jej czas był za krótki. Różne kreacje, odmienne zachowania nie pokazują, w którą stronę będzie szła postać, czy w szaleńca, czy może nowoczesnego, twardego bossa podziemnego półświatka. Dla mnie Joker miał być tylko odnośnikiem do roli Harley, te wszystkie wstawki były po to, aby pokazać drogę pani doktor do zostania szaloną laską. Dlatego ocena tej postaci jest bezsensowna.
Reszta postaci miała być dodatkiem do głównych bohaterów i tak też było. Chociaż może ese El Diablo można też wyróżnić.
Demon ognia, który po zabiciu swojej rodziny decyduje się nie używać swojej mocy, był na początku tylko kulą u nogi dla reszty ekipy. Jego zachowanie było trochę dziwne, OK nie chce używać mocy, ale atakują go błotne stwory, a on stoi? Zero pomocy? Aż tu nagle zwykła zaczepka, a ten się wkurza i zaczyna wszystko palić. No cóż, jakby nie patrząc, każdy z tej zgrai miał coś nie tak pod czaszką. Na plus – jego finałowa walka z Incubusem i poświęcenie się za ekipę, którą nazwał rodziną.
Teraz trochę o fabule. Fabuła biegnie szybko, co jest trochę na minus. Zwykły laik może nie wyłapać wszystkiego. Pomysł był dobry, wróg też OK, ale krótko mówiąc – za mało czasu, aby to wszystko przedstawić. Dodaliby z 30 minut i może byłoby lepiej. Nie ma co gdybać, trzeba się cieszyć z tego co jest.
Co do głównego wroga naszej grupy, to wszystko wyglądało nieźle. Enchantress zagrana dobrze, fajnie pokazali jej moc.
Tylko sam finał jakiś taki… no właśnie. Czegoś tutaj brakowało. Mając takie umiejętności nasza wiedźma powinna pokonać wszystkich członków grupy jednym palcem. Faceta co rzuca boomerangiem, snajpera, żołnierza, człowieka-krokodyla, to nie są ludzie z nadzwyczajną mocą. Dla niej to pachołki, ale cóż tak to jest w filmach i serialach, że nawet jeśli zły ma dużo większą moc, to i tak przegra. Zasada „dobro zawsze zwycięża” będzie do końca świata przewijała się w kinie, a na pewno w kinie superbohaterskim.
Reasumując – film warty obejrzenia. Gra aktorska naprawdę dobra, może nie cudowna i gwarantująca Oskara, ale trzyma poziom. Sam pomysł na film OK, obsada także, efekty i walki na dobrym poziomie (raz lepiej, raz gorzej). Tylko to biegające błoto, jako armia zła? Co to było? Nie mogli wymyślić czegoś innego? Myślałem, że skoro Enchantress jest wiedźmą, to może jakieś upiory będą w armii zła, a tu proszę – biegające, bulgoczące błotko. Duży minus! Wstawki humorystyczne w filmie, dla mnie, w odpowiednim przedziale czasowym. To DC, tu ma być mrocznie i tajemniczo, a nie sielankowo, dlatego to na plus. Są żarty, ale wszystko ze smakiem. Fajne wprowadzenie do filmu Flasha czy też Batmana, oraz nawiązanie do Justice League i problemu z jakim mogą się mierzyć i przez kogo 🙂
Dla mnie ten film nie okazał się samobójstwem. Ayer może nie stworzył filmu wybitnego, ale ciekawy film o tym, że nawet ten zły potrafi być dobry. Trochę może w tym przesłania, że nawet największa szumowina ma serce i czasem trzeba dać jej szansę.
Ocena filmu: 7,5/10
Reklama