Artykuł [RECENZJA]: Zjazd rodzinny – Meghan Quinn pochodzi z serwisu FLARROW.pl.
]]>Siedzę wygodnie na moim niebieskim szezlongu, trzymam książkę blisko serca i próbuje złapać oddech… oszczędne rozdziały, epilog, podziękowania, kurtyna. W tym momencie absolutnie nie żałuję, że na ponad dwusetnej stronie postanowiłam zaufać autorce i zarekomendowałam książkę moim ukochanym przyjaciółkom.
Jestem oczarowana – to chyba jedyne dobre słowo.
Opowieść z perspektywy 6 bohaterów… kto o tym nie marzył? Halo, czy ktoś z Was nie fantazjował, aby poznać niesfałszowane intencje i namacalne myśli osób, które akurat stanęły na naszej drodze? W tej fikcji możemy tego zakosztować. Migawkowe rozdziały sprawiają, że książkę pochłaniasz w mgnieniu oka. Lubisz romanse? W konsekwencji jeśli udźwigniesz, aż trzy niebanalne historie miłosne na 477 stronach – kupuj, nie wahaj się. Niech nie zwiedzie Cię powolny rozwój wydarzeń. Pomyśl jaką cierpliwością trzeba się wykazać, aby wjechać na szczyt rollercostera i rozważ, jakie emocje czekają na Ciebie na samym szczycie kolejki górskiej.
Długie jesienne wieczory przed nami, ciepła herbata przy kominku no i książka. „Zjazd rodzinny” jest idealnym wyborem. Zapraszam do lektury niezobowiązującej, świeżej, wyszukanej i z pewnością nieschematycznej. Jednocześnie twórczyni dedykuje tę książkę swojej nieidealnej rodzinie – przyznać należy, że każda rodzina ma swoje wzloty i upadki. Natomiast Meghan Quinn uważa, że dopóki panuje w nas zrozumienie wszystko przezwyciężymy. Przekonajcie się czy bohaterzy książki uporają się z rodzinnymi perturbacjami.
”Jej komedie romantyczne i współczesne romanse za każdym razem dostarczają czytelniczkom idealnej dawki emocji, humoru i pikanterii.”
Mam szczerą nadzieję, że każdy kto sięgnie po tę opowieść doświadczy tego tak jak doświadczyły tego moje oczy i serce. Czytelnicy – życzę Wam tego samego.
Polecam, polecam, polecam!
Premiera już jutro – 27 września 2023 !
TROJE RODZEŃSTWA. TRZY MIŁOSNE HISTORIE.
I TYLKO JEDNA SZANSA NA „ŻYLI DŁUGO I SZCZĘŚLIWIE”.
Kliknij po więcej informacji:
Artykuł [RECENZJA]: Zjazd rodzinny – Meghan Quinn pochodzi z serwisu FLARROW.pl.
]]>Artykuł [RECENZJA]: „Próba Sił” – T.S. Tomson pochodzi z serwisu FLARROW.pl.
]]>Zło z dobrem toczą odwieczną walkę, a jednocześnie nie mogą bez siebie istnieć. Przyciągają się wzajemnie pomimo przeciwieństw. To właśnie dzieje się w niewielkim miasteczku Tensas w okresie Bożego Narodzenia. Śnieg, lampki i przygotowania mieszkańców do świąt nie powinny zwodzić czytelnika przyjemnym nastrojem. Mroczne i tajemnicze ciągi zdarzeń zaburzają magiczny okres świąt. Nagle, w całkowicie nieoczekiwany sposób, splatają się losy siedmiu osób. Połączy ich jeden istotny szczegół- wizje małej dziewczynki oraz chłopiec, który za wszelką cenę dąży do zła, zwłaszcza zniszczenia i śmierci. Nikt nie potrafi znaleźć logicznej odpowiedzi na to co się dzieje… a w tych okolicznościach wszechobecnego chaosu stoi niepozorna lampa uliczna, którą mieszkańcy nazywają Migotką. Czas na bitwę czerni z bielą. Rozpoczyna się próba sił.
Uwielbiam mrok, tajemnice i elementy zjawisk paranormalnych w powieściach, jednak to nie dlatego ta pozycja mnie kupiła. Najmocniejszym elementem było wprowadzenie do „Próby Sił” wyjątkowych bohaterów, z czego każdy prezentował inny status w szerokim przekroju społeczeństwa. Każda z postaci również musi się zmierzyć ze swoimi wewnętrznymi demonami. Jest Samantha, ekskluzywna prostytutka. Rob to geek i fan Gwiezdnych Wojen. Tony jest bezlitosnym kryminalistą, szefem mafii i alfonsem. Jest też kochająca się rodzina Abramsów. Zalicza się do niej wiekowa babcia Rose, będąca osobą z niepełnosprawnością, a także Amy, Kate i Stephen. Pojawia się również Eddie, który jest właścicielem wspaniałego rottweilera, będący wdowcem walczącym ze stratą ukochanej i z ciągiem alkoholowym. Każda część książki to nowi główni bohaterowie i ich punkt widzenia. To świetny zabieg, poprzez który możemy dogłębnie poznać każdą z postaci i zdecydować kto nam przypadł do gustu, a kto niekoniecznie.
Książka jest debiutem Tomasza Sablika, który ukrywa się pod pseudonimem T.S. Tomson. Szczerze twierdzę, że jak na debiut to jest naprawdę dobrze. Klimat oddany przez autora jest tak autentyczny, że czytając powieść czułam ten sam niepokój, niepewność i rollercoaster emocji, co bohaterowie. Napięcie budowane już od pierwszych stron powoduje, że nie można się oderwać od historii. Wręcz uświadamiając sobie, że jestem już przy końcu książki, chciałam by się ona nie kończyła. „Próba Sił” pobudziła moją wyobraźnię zakończeniem. Autor sprytnie zagrał z nabudowanym u czytelnika zaangażowaniem i postanowił nie zamykać do końca drzwi zakończenia. Zostawił je lekko uchylone. Sablik nie prowadzi czytelnika za rączkę, więc nie podaje na tacy rozwiązań fabularnych tajemnic. Miałam przez to wiele pytań, jednak nie dostałam jednoznacznych odpowiedzi. Nie ukrywam, że to bardzo mi się spodobało! To skłoniło mnie do głębokich refleksji, więc myślę, że był to celowy i dobrze przemyślany zamiar twórcy – własna interpretacja i rozważenie pewnej symboliki.
Krótko mówiąc- chyba nie przesadzę twierdząc, że trafiłam na prawdziwą perełkę w polskiej literaturze grozy. Ten klimat jest prawie tak samo genialny, jak u samego mistrza Stephena Kinga.
Artykuł [RECENZJA]: „Próba Sił” – T.S. Tomson pochodzi z serwisu FLARROW.pl.
]]>Artykuł [RECENZJA]: Magia, duchy i podróż w głąb siebie – „Ostatnia Wiedźma” Mai Szymańskiej pochodzi z serwisu FLARROW.pl.
]]>„Świat był podłym miejscem. Zbyt podłym, by go naprawić, ale dość dobrym, by podłożyć ogień i patrzeć, jak płonie.”
– Maya Szymańska, „Ostatnia Wiedźma”
Ostra bezpośredniość, groza wymieszana z psychologiczną głębią ludzkiego umysłu, a to wszystko doprawione sztuką samodoskonalenia. No i nie zapominajmy o zjawiskach nadprzyrodzonych w tle! Czy „Ostatnia Wiedźma” wniosła coś do mojego życia? Wniosła, jednak tak jak życie samej bohaterki, była to niełatwa i wyboista droga.
Alicję poznajemy jako małą dziewczynkę, której dzieciństwo zostało brutalnie wstrzymane wraz ze śmiercią jej rodziców. Okazuje się, że bohaterka w spadku po ukochanych otrzymała dom. Trafia pod opiekę pozornie zwykłego, starszego małżeństwa, które ów dom zamieszkuje. Jednak to nie oni są jej prawdziwymi, nowymi opiekunami. Świat Alicji jeszcze bardziej się komplikuje, gdy okazuje się, że faktycznym opiekunem dziewczyny jest tajemniczy i zły do szpiku kości mężczyzna – Nielekarz.
Alicja nigdy nie była zwykłym dzieckiem. Od zawsze była wrażliwa, inna, obdarowana talentem do stanowienia połączeń między światem duchowym. Jej świat zupełnie stanął na głowie, bowiem Nielekarz staje się jej mentorem i uczy ją korzystać z jej daru. Wraz z odkrywaniem swoich możliwości pojawiają się tarapaty, wraz z tarapatami pojawiają się coraz mroczniejsze odmęty umysłu i duszy Alicji. Rozpoczyna się podróż ostatniej wiedźmy w ratowanie ludzi z nawiedzonych mieszkań, odsyłanie zabłąkanych dusz do Nieba oraz chęć oczyszczenia świata ze zła. Czy się udaje? To już musicie przekonać się sami!
Wspomniałam, że „Ostatnia Wiedźma” wniosła coś do mojego życia. Świat jest podły, ludzie często okrutni, zło wszechobecne. Maya Szymańska między wierszami (świadomie, bądź też nie) zawarła refleksję- czy to jaką ścieżkę w życiu obierzemy, zdefiniuje nas bardziej niż nasze głębokie marzenia, wewnętrzne pragnienia i uczucia? Czy nas los jest z góry zaplanowany i nie mamy na nic większego wpływu? Czy świat wyłącznie dąży do tego byśmy przestawali widzieć dobro? Zanim jednak odkryłam i następnie zrozumiałam ukryty przekaz, musiałam się trochę pomęczyć. Książka ma wzloty i upadki. Czasami akcja była wartka i fabułę pochłaniałam jak Alicja eteryczne energie, a czasami bardzo się ciągła i była mdła. Mimo wszystko uważam, że było warto.
Książka porusza w bardzo bezpieczny sposób zagadnienia z obszaru stosunków Niebo-Piekło. Nie odnajdujemy tam mocnej ideologii związanej z religiami, jednak historia pokazuje pewne korelacje, bardziej psychologiczne niżeli związane z samym wyznaniem. Dla mnie subiektywnie jest to aspekt mocno na plus. Autorka opracowała bardzo wielowymiarowe postacie pierwszo- i drugoplanowe oraz epizodyczne. Nic nie jest jednoznacznie białe, ani czarne. Odnajdujemy tu wiele odcieni szarości. Szymańska pokazuje, że główny bohater nie zawsze musi być dobry, nie zawsze jest postacią wykazującą się wyłącznie zrozumieniem, współczuciem, empatią i braterskością.
Alicja, książkowa wiedźma, jest zlepkiem antagonisty i protagonisty. Jest inna, nieidealna, jest zwyczajnie sobą- na przekór utartym szablonom znanych, literackich postaci. Ma humorki, przeklina, często ma zaburzony schemat odżywiania, nie chce się jej chodzić na uczelnię, z ludzi drwi ale zwierzęta kocha. Książki również. Tak jak wielu z nas, pozornie sprawia wrażenie silnej, przybiera maskę niezależnej, niezłomnej osoby ale w środku toczy walkę z samą sobą. Czasami rzuca ludziom kłody pod nogi, szczególnie jeśli ktoś na to zasłużył. Innym razem jednak próbuje na swój sposób być osobą pełną wsparcia. Rekompensuje swoje moralne „grzechy” np. nie pobierając zapłaty za wypędzenie ducha, który prześladował kobietę ledwo wiążącą koniec z końcem.
Bohaterka często, dobitnie i dumnie głosi „Jestem ostatnią wiedźmą na tym łez padole”, jednakże swoim zachowaniem obnaża czytelnikowi swoją cząstkę człowieczą – wbrew jej nadprzyrodzonym mocom. Jej najzwyklejszy ludzki pierwiastek jest mimo wszystko jej częścią składową. To jest znakomite w tej książce – dostajemy całkiem ludzką wersję fantastycznej, magicznej postaci.
„Ostatnia Wiedźma” nie jest niesamowicie wybitną pozycją. Jest zwyczajnie dobrą książką, odpowiednią na deszczowe wieczory przy kubku gorącej herbaty. Nie żałuję, że ją przeczytałam. W opisanych losach Alicji znajdują się bardzo nieliczne, drobne niedopracowania, jednak nie przeszkadzają one w czytaniu. Nie jest to książka idealna, ale spodobał mi się koncept fabuły. To był dobry pomysł na historię.
Książka jest dostępna m.in. na stronie internetowej autorki.
Artykuł [RECENZJA]: Magia, duchy i podróż w głąb siebie – „Ostatnia Wiedźma” Mai Szymańskiej pochodzi z serwisu FLARROW.pl.
]]>Artykuł Cykl „Ostatnia Wiedźma” powrócił w nowym wydaniu! pochodzi z serwisu FLARROW.pl.
]]>
„Ostatnia Wiedźma” to historia Alicji – ostatniej wiedźmy na ziemskim padole, która po stracie rodziców, jako mała dziewczynka trafia pod opiekę duchów. Do świata magii i nadprzyrodzonych mocy wprowadza ją Nielekarz. Bohaterka z każdym dniem zdobywa nowe umiejętności i przechodzi wyjątkową przemianę. Zostaje ostatnią wiedźmą, przed którą postawiono tajemniczą misję. Z czasem uczy się panować nad energią otoczenia, a jej moc przyjmuje niewyobrażalną siłę. Przeciwnicy wiedźmy z kolei nie przebierają ani w krwawych środkach, ani w mocnych słowach. W drugim tomie Al przestaje działać w pojedynkę i w walce z niebezpiecznym demonem towarzyszy jej tytułowa piromanka.
Cykl „Ostatnia Wiedźma” to tetralogia i dotychczas ukazały się dwa tomy powieści. Dzięki reedycji, obie książki poprawiono i nadano im nową szatę graficzną. Są dostępne w wersji papierowej, jak również elektronicznej. Premiera kolejnej części jest zaplanowana na początek 2023 roku.
Już wkrótce na naszym portalu pojawi się recenzja Ostatniej Wiedźmy. Wyczekujcie!
Ostatnia Wiedźma oraz Piromanka są dostępne na oficjalnej stronie internetowej pisarki: https://mayaszymanska.com/kup-ksiazki
Artykuł Cykl „Ostatnia Wiedźma” powrócił w nowym wydaniu! pochodzi z serwisu FLARROW.pl.
]]>Artykuł [RECENZJA]: Kto zapłacze nad twoim grobem? pochodzi z serwisu FLARROW.pl.
]]>Z lekkim zawstydzeniem muszę przyznać, że bardzo często w swoich recenzjach popełniam nieoczywiste, ale jadnak nazwijmy je wprost – spoilery. Powód jest jeden, chce by czytelnicy upewnili się, że to książka właśnie dla nich, nie chce marnować ich czasu na nieodpowiednią lekturę. W wypadku tej książki nie mam serca zdradzić NICZEGO, bo po tę książkę trzeba po prostu siegnąć.
To lektura obowiązkowa w naszym życiu.
Autor pisze: „Mam nadzieję, że dzięki życiowym lekcjom, z którymi zapoznasz się na tych stronach, zyskasz możliwość wykorzystania w pełni swojego talentu i wniesiesz cenny wkład w życie ludzi wokół.”
Ten utwór literacki poleciłabym każdej osobie bliskiej mojemu sercu. To nie jest poradnik w stylu „just do it”, to niezobowiązujące lekcje, które czyta się tak lekko jak lekkim piórem zostały napisane. Czy będziesz chciał wykorzystać w swoim życiu jedną lekcje ze 101, okej, up to you, jeśli skorzystasz z 30%… okej! Ty decydujesz, autora potraktuj jako drogowskaz, który umówmy się, może przydać się na krętej ścieżce zwanej życiem. Spróbuj zrozumieć jak wielkie znaczenie w kreowaniu rzeczywistości mają Twoje myśli. One są pędzlem, który barwi każdy twój dzień w odpowiednio wymarzone przez Ciebie kolory. Jednocześnie pamiętaj, że sam autor w lekcji 78 podkreśla: „nie wszystkie książki musisz doczytać do końca”. Gdy uznasz, że to nie dla Ciebie – okej.
Jeśli z reguły widzisz szklankę wody do połowy pełną – nie zawiedziesz się. Jeśli widzisz szklankę do połowy pustą, może dasz się namówić i zmienisz percepcję. To ile Ty wyniesiesz z niedługich, ale jak ważnych zapisków zależy tylko od Ciebie.
Na zakończenie… Lekcja 28 – zawsze noś przy sobie książkę – jeśli obecnie nie masz pomysłu jaką publikacje zabrać ze sobą do pociągu, to zdecydowanie wybierz: „Kto zapłacze nad Twoim grobem” Robina Sharma.
Artykuł [RECENZJA]: Kto zapłacze nad twoim grobem? pochodzi z serwisu FLARROW.pl.
]]>Artykuł [RECENZJA]: Teleport na oddział psychiatrii… pochodzi z serwisu FLARROW.pl.
]]>Ja czytam, wścibsko przekładam kolejne kartki, nie mogąc doczekać się portretów pacjentów i opisów intrygujących przypadków, chcę poznać emocje samego lekarza. Z uwagi na to, że książka jest pamiętnikiem, możemy liczyć na zupełną szczerość. Z tym się spotykam, czytam o niepewności, o lęku, o obawach. Śledzę jego losy, śledzę losy pacjentów przyzwyczajona, że spotkam ich na stronicach parokrotnie, gdyż często powracają jak bumerang bezustannie szukając pomocy. Znam to z własnej autopsji.
Czytam o rozwoju lekarza, o chwilach prze-potężnie trudnych, o chwilach beztroskich, które dają wytchnienie i są niezbędne w tej lekturze. Jak wygląda anoreksja, depresja, paranoja, co to jest kompleks Edypa, czy można wszystkich uratować? Jeśli chcecie przez chwile poczuć emocje rodem z oddziału psychiatrycznego trafiliście w odpowiednie miejsce – ta książka zagwarantuje wam to doznanie w sposób lekki, przyjemny, zrozumiały, ale jednocześnie rzetelny, fachowy oraz zgodny z faktami.
Motto, które wywarło na mnie ogromne wrażenie i pomaga we własnej pracy z dziećmi i młodzieżą psychiatryczną dodając mi otuchy brzmi: „Nigdy nie martw się sam”.
Nic dodać nic ująć, to po prostu trzeba przeczytać! Adam Stern „Z pamiętnika początkującego psychiatry” – historia oparta na faktach. Poznaj świat lekarza odbywającego 4-letni staż.
Z całego serca zachęcam!
Artykuł [RECENZJA]: Teleport na oddział psychiatrii… pochodzi z serwisu FLARROW.pl.
]]>Artykuł [RECENZJA]: Siedem Wieków Śmierci – opowieść lekarza medycyny sądowej pochodzi z serwisu FLARROW.pl.
]]>Dr Richard Shepherd popełnił książkę, w której opowiadając o ludzkim ciele w sposób lekki uchwycił anatomiczny ciąg przyczynowo-skutkowy prowadzący do nieuchronnego końca. Przez co my laicy świetnie odnajdziemy się w naszym wyobrażeniu stojąc przy nienamacalnym stole sekcyjnym.
Jeżeli jeszcze Was nie przekonałam, to ten niepokaźny kawałek tortu książki „Siedem wieków śmierci” musi Was zachęcić…
Merytoryczne kawałki tortu, razem z tymi mniej lub bardziej przerażającymi historiami ludzkich końców żywota to fenomenalny, całościowy czekoladowy tort. Kto nie lubi czekoladowych tortów? Przerażają mnie ludzie, którzy nie znoszą czekolady.
A więc, czy można wyciągnąć lekcje od nieboszczyka? Absolutnie tak! Nasze ciała po śmierci to historia błędów żywieniowych, historia poprawnych nawyków żywieniowych, to splot wielu wydarzeń losowych, czy też celowego działania, którego konsekwencji się nie spodziewaliśmy. Podobno najlepiej uczymy się na własnych błędach, aczkolwiek warto czasem posłuchać historii osób, które już nigdy nie przemówią.
Kup książkę i usiądź z kubkiem gorącej kawy, posmakuj czekoladowego tortu, który zaserwował nam lekarz medycyny sądowej. Przysięgam – warto.
Dziękujemy Wydawnictwu Insignis za udostępnienie lektury!
Artykuł [RECENZJA]: Siedem Wieków Śmierci – opowieść lekarza medycyny sądowej pochodzi z serwisu FLARROW.pl.
]]>Artykuł [RECENZJA]: O tym jak Musk zamarzył sobie, aby na Marsie zbudować miasto. pochodzi z serwisu FLARROW.pl.
]]>Do meritum, o czym przeczytamy w książce?
Aż wreszcie zadajmy sobie dwa pytania: Czy udało się za czwartym razem wystartować? Czy będziemy w stanie stworzyć z Czerwonej Planety zielony Eden? Pozostawię Was z pewną dozą niepewności.
Po przeczytaniu tej książki nauczyłam się jednego – warto pozbyć się strachu przed niepowodzeniem. Elon świetnie to pokazuje – nie chciał ponieść porażki, ale też się jej nie obawiał. Zastanówmy się… ile razy powstrzymujemy się od działania tylko i wyłącznie ze względu na towarzyszący strach przed popełnieniem błędu, czy porażki.
Co dokładnie myślę o książce? Drobiazg drobiazgiem pogania. Opisy są bardzo szczegółowe. Zdecydowanie za mało Elona w Elonie, liczyłam na personalny spacer, który okazał się grupową wycieczką. Ale czy to źle? Wszystko spoczywa na barkach oczekiwań czytelnika. Czy warto po nią sięgnąć? ZDECYDOWANIE. SpaceX to wielki krok dla człowieka i wielki krok dla ludzkości. Chylę czoła i podziwiam. Zachęcam do lektury!
Dziękujemy Wydawnictwu Kompania Mediowa za udostępnienie lektury!
Artykuł [RECENZJA]: O tym jak Musk zamarzył sobie, aby na Marsie zbudować miasto. pochodzi z serwisu FLARROW.pl.
]]>Artykuł [RECENZJA]: Filozofia dla zabieganych, Jonny Thomson – połknij niewielką tabletkę… pochodzi z serwisu FLARROW.pl.
]]>Przepadłam. Książka pochłonęła mnie w całości. Zachłysnęłam się nią tak bardzo, że podczas naszej comiesięcznej debaty przy herbacie zmusiłam młodzież szkolną do analizy fragmentów – podobało im się. Swój egzemplarz zabrałam także w krótką podróż samolotem i nie pożałowałam.
Spotkałam się z opinią, że książka posiada sporo merytorycznych błędów – nie wiem, nie jestem ekspertem. Czytałam także, że posiada wiele literówek – owszem, parę zauważyłam. Natomiast do rzeczy, czy polecam ją dla każdego? Myślę, że filozof z prawdziwego zdarzenia mógłby zabawić się w poszukiwanie skarbów (czyt. błędów), a zwykły laik? Może dzięki niej spróbuje doszukać się prawdy i dzięki temu tak niechętnie studiowana dziedzina zyska na popularności? Kto wie…
Książka skłania nie tylko do refleksji nad wielkimi słowami myślicieli. Przede wszystkim zachęca do pochylenia się nad tematem etyki, egzystencjalizmu, sztuki, literatury, polityki, religii, człowieczeństwa, tego czy jesteśmy „dobrymi” ludźmi. Oczywiście relatywnie dobrymi – definicje bywają różne. Rozważania często pozostawiają nas bez klarownych odpowiedzi – dla mnie to atut. Poszukajmy odpowiedzi z kimś bliskim lub dalszym naszemu sercu. Książka jest dobrym pretekstem do rozpoczęcia konwersacji na wiele tematów. Nie rozumiem z jakiego powodu niektórzy uznali ją za złą, tylko dlatego, że zmusza do myślenia, a niekoniecznie podaje wszystko na tacy. Uważam, że takie książki też są potrzebne!
Zdradzę rąbek tajemnicy rozważań:
Zapraszam Cię do przeczytania esencjonalnego wprowadzenia do filozofii – połknięcia niewielkiej pigułki z drobnymi niedociągnięciami.
Dziękujemy Wydawnictwu Insignis za udostępnienie lektury!
Artykuł [RECENZJA]: Filozofia dla zabieganych, Jonny Thomson – połknij niewielką tabletkę… pochodzi z serwisu FLARROW.pl.
]]>Artykuł Uncharted: Kolekcja Dziedzictwo Złodziei – recenzja gry. Odświeżony Drake robi robotę? pochodzi z serwisu FLARROW.pl.
]]>Za kod do gry na PS5 dziękuję PlayStation Polska!
Nie będę ukrywać, że gdy tylko usłyszałam, iż czwarty Uncharted otrzyma remaster, to nieco pokręciłam nosem. Wszakże podstawowa wersja tej gry dalej działa i wygląda świetnie. Ba, w Kolekcja Dziedzictwo Złodziei zabrakło nawet Ray Tracingu. Dlaczego w takim razie bawiłam się tak dobrze?/
Uncharted 4 to nie tylko jedna z moich ulubionych gier od Naughty Dog, ale w ogóle, w jakie dane było mi zagrać. Mimo wszystko, nie widziałam całkowicie potrzeby, czemu miałabym się skłonić do ponownej rozgrywki.
Po dłuższym przemyśleniu doszłam do wniosku, że Uncharted: Kolekcja Dziedzictwo Złodziei jest niczym wydanie fizyczne filmu, który bardzo Ci się spodobał w kinie. Już za pierwszym razem bawiłeś się świetnie, a teraz z wielką chęcią zapodasz sobie drugi seans i nacieszysz się małymi, w teorii nic znaczącymi dodatkami.
Przygody Nathana Drake’a to jest właśnie taki typowy akcyjniak. Fabuła przecież nie jest jakaś skomplikowana, wszystkie tytuły miały za zadanie po prostu zapewnić relaks i zabawę. Scenarzyści znakomicie rozpisali wszystkich bohaterów, którzy pomimo swoich kaskaderskich wyczynów, są strasznie przyziemni i bardzo łatwo z nimi nawiązać więź.
Dlatego zupełnie jak jakąś produkcję filmową, bez namysłu odpaliłam zremasterowaną grę, aby znów odetchnąć, odpocząć i świetnie się bawić. No i tak właśnie się stało, ba, dzięki usprawnieniom w tej edycji, wszystkie te odczucia były jeszcze lepsze!
Uncharted: Kolekcja Dziedzictwo Złodziei oferuje trzy różne tryby rozgrywki: „jakość”, „wydajność” oraz „wydajność+. Ten pierwszy wygląda najlepiej, obraz przeskalowany jest do 4k, ale całość chodzi w 30 FPS. Drugi natomiast wcale tak nie odbiega graficznie, ale już oferuje rozgrywkę 60 FPS, a uwierzcie – w przypadku takiego tytułu różnica jest odczuwalna.
Ostatni wariant sprawia, że gra chodzi w 120 FPS, niestety kosztem zmniejszenia rozdzielczości do Full HD. Choć przy takiej płynności, aż ciężko się nie zachwycać tymi wszystkimi strzelaninami i pościgami, to jednak nie da się ukryć, iż przy 65-calowym QLED-zie graficznie nieco gryzło to oko, szczególnie po przełączeniu z poprzednich dwóch trybów.
Osobiście postawiłam na zwykła wydajność. Jak już wspomniałam na samym początku – nie zaimplementowano tu ray tracingu, dlatego naprawdę ciężko było się dopatrzyć zmian w jakości grafiki, ale różnica pomiędzy 30, a 60 klatkami na sekundę już jest ogromna. Przemierzanie tych gęstych w roślinność terenów weszła tym sposobem na zupełnie inny poziom.
No i ciężko nie wspomnieć o pozostałych dwóch usprawnieniach, czyli BŁYSKAWICZNYCH czasach ładowania, a wręcz jestem skłonna pokusić się o stwierdzenie, że tych praktycznie już nie ma. Adaptacyjne triggery i haptyczne wibracje także są bardzo miłym dodatkiem, choć te drugie w pewnym momencie zaczęły mnie nieco irytować, ale nie na tyle, żebym miała od razu je wyłączyć.
No i stało się. Ograłam tego „odgrzanego kotleta”, ale przecież przyrządził go jeden z najbardziej znakomitych kucharzy świata. Ponownie bawiłam się rewelacyjnie i bardzo miło było znów wcielić się w nieco gapowatego Nathana Drake’a oraz ostrą jak brzytwa Chloe. Podbicie rozdziałki i płynności tylko zwiększyły moją radość z przechodzenia tych produkcji na nowo, a te mimo wszystko, zestarzały się bardzo dobrze.
Jeżeli tak jak ja pokochaliście czwarte Uncharted i na dodatek macie je w bibliotece, to bez wahania sięgnijcie po ten upgrade. Nie zmienia zbyt wiele, na dobrą sprawę nawet nie do końca był potrzebny, ale jednak warto ponownie zanurzyć się w tym iście bajecznym świecie gry. Tylko tym razem w 4k i 60 FPS!
Jeżeli jednak jakimś cudem DALEJ nie zagraliście w żadną z produkcji o Nathanie Drake’u i ferajnie, to macie świetną okazję, aby zobaczyć, z czym to się je. Znajomość poprzednich części na dobrą sprawę nie jest wymagana, ALE omijając je, dużo byście stracili. To jedna z lepszych serii gier wideo, dlatego poważnie warto dać im szansę.
Artykuł Uncharted: Kolekcja Dziedzictwo Złodziei – recenzja gry. Odświeżony Drake robi robotę? pochodzi z serwisu FLARROW.pl.
]]>